12 July 2012

etats-unis Hawai'i - Pierwszy dzień

Nasza przygoda na Dzikim Zachodzie dobiegła końca. Pozostaje mały żal, bo to był wspaniały miesiąc...ale szybko znika on, kiedy tylko wsiadamy do samolotu na Hawaje. HAWAJE! No i jesteśmy!

big-island-map

Archipelag Hawajów położony w południowo-środkowej części Pacyfiku składa się ponad setki wysp ale tylko osiem z nich jest zamieszkałych. My, w czasie naszego dwutygodniowego pobytu, zwiedzimy trzy z nich: Hawai'i - "wyspę wulkan", następnie Kaua'i - "wyspę ogród" i na koniec O'ahu - stolicę turystyczną i administracyjną.
Wielka Wyspa, jak nazwana jest Hawai'i, jest naprawdę duża - jest większa niż wszystkie pozostałe wyspy archipelagu razem wzięte. Aby móc objechać ją dookoła wynajmujemy na miejscu samochód - trafi nam się Ford Focus. Przesiąść się z Flexi do takiego małego "pudełka" naprawdę nie należy do przyjemności, no ale na pięć dni się dostosujemy.

[
big-island-map-j1

A - Kona, B - Park stanowy Manuka (i nie istniejący kemping), C - Capitan Cook (gdzie wracamy nocować)

Według legend przekazywanych tutaj z pokolenia na pokolenie, najmłodsza w archipelagu Wielka Wyspa narodziła się w wyniku walki dwóch kapryśnych bóstw: Pele - bogini wulkanów i Kamapuy - boga pogody. Dało to początek wyspie jedynej w swym rodzaju, gdzie można spotkać kilkanaście różnych stref klimatycznych! Wystarczy przejechać dziesięć mil z miejsca słonecznego (mówię tu o temperaturze ponad 30°C), żeby znaleźć się w deszczu, któremu towarzyszy spadek rzędu dziesięciu stopni.

Nasze pierwsze kroki stawiamy w mieście Kailua-Kona. To tutaj król Kaleniopu'u przyjął ekspedycję Jamesa Cooka. Nieszczęsny europejski odkrywca stracił też tu życie - próbował porwać króla, żeby odzyskać swoją łódź, w wyniku czego tubylcy go zatłukli i zjedli. Kailua-Kona to również pierwsza stolica zjednoczonego, przez legendarnego króla Kamehamehę I, Królestwa Hawajów. Miasto nie jest duże samo w sobie, ale autentycznie czarujące. Odwiedzimy pierwszy na Hawajach katolicki kościół oraz niedaleko niego, lagunę na brzegu której znajduje się zrekonstruowany heiau - świątynia dawnego kultu hawajskich bogów. To wszystko sąsiaduje ze sobą w błogiej, zrelaksowanej atmosferze - wszyscy nam mówią "aloha!" (witaj!) i "mahalo!" (dziękuję), mimo że jesteśmy w dalszym ciągu w Stanach Zjednoczonych. Hawaje przeżyły kilka różnych fal imigracji: najpierw europejską (Anglicy, Niemcy i Portugalczycy) i przede wszystkim azjatycką - dziś to największa społecznie grupa. Odczuwa się to w kuchni - "typowa hawajska" to pomieszanie różnych wpływów. Na obiad więc świeża ryba (w formie sushi), na deser "shaved ice" czyli ogolony tęczowy lód (zmielony drobno lód, który zakrapia się różnymi smakowymi syropami) koncept pochodzący z krajów Skandynawii lub Japonii. Na targowisku farmerów zaoparzamy się również w przepyszne lokalne mango...żyć nie umierać.

Następnie zachodnią linią brzegową kierujemy się na południe. Kilka plaż przyciągnie naszą uwagę. Pierwsza pauza na White Sand Beach, gdzie Remi będzie bił się z wysokimi falami. Cóż za ekscytacja - to Ocean Spokojny! Mimo godziny - 17h, jest gorąco, woda jest ciepła, a piasek biały i zupełnie drobny... To też pierwsza okazja dla Remiego żeby zaprezentować swój nowy zakup - kwiecistą hawajską koszulę. Co trzeba napisać na wstępie - WSZYSTKIE PLAŻE na Hawajach są ogólnodostępne i bezpłatne, bo należą do mieszkańców. Nawet największe kompleksy hotelowe muszą dzielić "swój" kawałek piasku i pozostawić dojście otwarte. Na dodatek mogłoby się wydawać, że taka destynacja turystyczna będzie "zdzierać kasę" na każdym kroku ale to nieprawda - nie zapłaciliśmy za żaden parking, żaden park, żadną plażę, a jeśli chodzi o kemping to to naprawdę tanie wyjście. Pokonujemy kolejne kilometry w kierunku południowym i naszą uwagę przyciąga plaża gdzie zamiast piaszczystego brzegu króluje skała wulkaniczna (jak się później okaże, większość plaż na Hawajach tak wygląda). Obeserwujemy ogromne fale rozbijające się o zaschniętą lawę...kiedy nagle jedna z nich zafunduje nam darmowy prysznic z kilku metrów sześciennych wody!

Dzień zakończy się nieznalezieniem przez nas zarezerwowanego wcześniej miejsca na polu namiotowym (jak się później okaże, "pole namiotowe" nie istnieje, chodziło o pozwolenie na dziki kemping w parku stanowym). W katastrofie, znajdziemy wolny pokój w hostelu - atmosfera dominująca: młodzi turyści podróżujący z wielkimi plecakami. Czyli tak jak my, z tym, że my mamy komfort wynajętego samochodu. Od razu poczujemy się jak na "prawdziwych" wakacjach!

Télécharger les photos

popo July 12, 2012, 10:45 p.m.

[:beleg]

Daniel July 12, 2012, 11:26 p.m.

Ouuuuuuaaaaaaaaaahh la ch'mise !!

Papa July 13, 2012, 10:46 a.m.

Hawaii...destination de rêves!

poote July 14, 2012, 10:44 p.m.

axelle veut la glace :p