15 April 2013

paraguay Encarnación, czyli wizyta w Paragwaju

Żeby dostać się do niesamowitych wodospadów Iguazú, musieliśmy przejechać spory kawałek na północny kraniec argentyńskiego "ogonka" wciśniętego między Brazylię i Paragwaj. Naszym kolejnym celem podróży jest miasteczko Posadas ("na dole" ogonka), w którego okolicach znajdują się ruiny jezuickich misji, wpisane na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Czyli trzeba "zjechać". A autobusy w Argentynie, owszem są bardzo wygodne, ale również niestety bardzo drogie. Decydujemy się więc zjechać wzdłuż granicy, tyle że po stronie paragwajskiej - naprzeciwko Posadas znajduje się Encarnación, już w Paragwaju. Dowiadujemy się, że w jego pobliżu znajduje się świetnie zachowana misja Santisima Trinidad de Paraná. Czyli jeden argument więcej!

Szczerze powiedziawszy, Paragwaj nie znajdował się początkowo w naszym programie podróży. Ale czemu nie spróbować odkryć go choć trochę, szczególnie jeśli może nam to pomóc oszczędzić trochę pieniędzy. I dorzucić jeden stempel w paszporcie więcej.

A tak, co do stempla w paszporcie... Granica między Argentyną, którą opuszczamy, a Brazylią i Paragwajem przypomina przewróconą w lewo literę "T", utworzoną naturalnie przez rzękę Iguazú wpadającą do rzeki Paraná. Ale żeby dostać się z Argentyny (Puerto Iguazú) do Paragwaju (Ciudad del Este), trzeba przejechac przez Brazylię (Foz do Iguaçu). Tak zbudowane zostały mosty. Ale nie wiadomo czemu, nasz autobus zatrzymał się do kontroli paszportowej przy wyjeździe z Argentyny...i to wszystko. Następny przystanek - stacja autobusowa w Ciudad del Este. Nie możemy jednak wrócić na granicę, bo :
- nie mamy stempla wjazdu do Paragwaju (przebywamy w nim nielegalnie),
- nie mamy ani stempla wjazdu ani wyjazdu z Brazylii,
- po opuszczeniu Argentyny, rozpuściliśmy się w eterze.

Decydujemy się więc od razu złapać autobus do Encarnación, gdzie na granicy z Argentyną spróbujemy wybłagać celników paragwajskich o stempel wjazdu. Tymbardziej że Ciudad del Este, wyjątkowo obrzydliwe, brudne i śmierdzące, nie zachęca nas zbytnio do dłuższego pobytu.

Kilka godzin później docieramy do Encarnación. Podróż po tej stronie granicy rzeczywiście kosztowała nas o połowę mniej. A miasteczko jest idealnym przeciwieństwem Ciudad del Este. Przyjemne, spokojne, słoneczne, czyste i...pozbawione komarów. Trafiamy zupełnie przez przypadek do świetnego hostelu (Kerana Hostel), którego właścicielami jest młoda para przesympatycznych Paragwajczyków. Ale pozostaje kwestia naszego nielegalnego pobytu. W hostelu dowiadujemy się, że nie jesteśmy jedynymi osobami w "tej" sytuacji. Codziennie trafiają się turyści, których busy nie zatrzymały się na którejś z granic. I podobno to nie jest przypadek - to taki układ między celnikami, a kierowcami. Każdy kto znajduje się w nieuregulowanej sytuacji musi zapłacić za stempel... 80 dolców od osoby! Pobyt w Paragwaju, który miał być związany z oszczędzaniem, zamienia się na kolejne wydatki. Najgorsze, że nie mamy w tej sytuacji żadnej winy.

Ale nie mamy wyjścia. Bierzemy autobus do granicy paragwajsko-argentyńskiej pomiedzy Encarnación i Poasadas. Dzieli je dwu i pół kilometrowej długości most na rzece Paraná. Autobus jest wypełniony po brzegi miejscowymi, wracającymi z pracy, których nie obowiązuje kontrola paszportowa. Na paragwajskim przejściu kierowca prosi: "ci, którzy potrzebują stempel wysiadają". Dwóch czy trzech turystów wysiada, my odwracamy głowy (żeby nas celnik na zewnątrz nie dojrzał) i przejeżdżamy. Wjeżdżamy legalnie do Argentyny, po czym legalnie ją opuszczamy. Bierzemy autobus z drugiej strony i tym razem przekraczamy granicę paragwajską legalnie, ze stemplem.

Oczywiście wszyscy w hostelu nam gratulują, podobno jesteśmy pierwszymi, którym udało się załatwić tę sprawę bez płacenia. Szczęście było tym razem po naszej stronie. Podsumowując :
- spędziliśmy pierwszy dzień w czasie podróży przebywając nielegalnie na terenie jakiegoś kraju,
- w czasie tego samego dnia odwiedziliśmy Argentynę, Brazylię, Paragwaj, Argentynęi znów Paragwaj.
Zdecydowanie niebanalny dzień.

Korzystamy, tym razem legalnie z uroków Encarnación. W hostelu właściciele urządzili wieczór z caipirinhą i lokalnym specjałem przypominającym hot-doga (tylko kiełbaska inna). Wieczór nie byle jaki, bo zbiega się w czasie w 398 urodzinami miasta. Po kilku drinkach i w odpowiednim humorze wybieramy się na costanerę, sztuczną plażę utworzoną na brzegu Parany. Tam czeka nas koncert argentyńskiej gwiazdy La Mosca i na koniec pokaz sztucznych ogni. Przesympatyczny moment.

Następnego dnia wybieramy się do Trinidad, gdzie znajdują się świetnie zachowane ruiny misji jezuickiej.

encarnacion

encarnacion
Przepiękne pejzaże

encarnacion

encarnacion

encarnacion

Dlaczego ten przystanek na naszej drodze i dlaczego tak ważne są w historii Ameryki Południowej jezuickie misje? Nazwano je fenomenem, utopią - pierwszą, której udało się funkcjonować. Na początku XVII wieku w lasach, na terytoriach Indian Guarani (południowa Brazylia, Paragwaj, Boliwia, Urugwaj, północna Argentyna) pojawili się misjonarze Jezuici. Zaproponowali Guarani układ nie do odrzucenia: życie pod ochroną przed łowcami niewolników i głodem w tzw. redukcjach (wioskach z murami obronnymi, kościołem i kamiennymi domami dla Indian) w zamian za "nawrócenie" (co eliminowało z ich życia codziennego nogość, kanibalizm i poligamię).

Co ciekawe, nie było to nawracanie mieczem, znane wcześniej Indianom. Jezuici nie zmuszali Guarani do nauki hiszpańskiego. Redukcje, zarządzane przez szefa Guarani wybieranego demokratycznie, zamieszkiwało jedynie dwóch misjonarzy. Ich zadaniem było prowadzenie szkół, do których chodziły wszystkie dzieci w wieku od siedmiu lat. A ewangelizacja odbywała się przez sztukę: naukę muzyki religijnej, budownictwa, rzeźbiarstwa i malarstwa. To właśnie ślady barokowych rzeźbień (dominujących w tym czasie Europę), "aniołkowe" motywy, są szczególnym zabytkiem pośród ruin misji.

encarnacion

encarnacion

encarnacion

encarnacion

encarnacion
To ruiny większego kościoła na terenie misji Santisima Trinidad de Paraná utworzonej w 1712 roku

encarnacion

Oczywiście nic nie trwa wiecznie. Nieformalna Republika Jezuicka, w ramach której kwitły wymiany handlowe pomiędzy około trzydziestoma misjami (co reprezentowało około 140 tysięcy Indian), nie spodobała się władcom Hiszpanii i Portugalii. Nie tylko nie czerpali oni żadnych zysków z tej niezależnej i niepodległej potęgi ekonomicznej, ale wręcz zagrażała ona zbyt wielu ich interesom (między innymi bogactwu czerpanemu z niewolnictwa). Traktaty z 1767 roku, oficjalnie wypędzają Jezuitów z "okupowanych" przez nich ziem. Indianie powrócili do lasów, ich nabyte umiejętności się zatraciły (uprawa ziemi, budownictwo, hodowla bydła, sztuka), a redukcje popadły w ruinę.

Ponieważ Encarnación to naprawdę odprężające miejsce, ostatecznie zostajemy kilka dni dłużej niż przewidzieliśmy na początku. Korzystamy z plaży i słońca, kontaktów z niesamowicie sympatycznymi mieszkańcami Paragwaju. Wierzcie nam: różnica między nimi, a Argentyńczykami jest ogromna.

encarnacion

encarnacion
Nie zostało już dziś wiele z Indian Guarani. Większość mieszkańców Paragwaju to metysi. Ale oficjalną monetą jest wciąż guarani, a język Indian tego plemienia jest oficjalnym językiem kraju, obok hiszpańskiego

encarnacion

encarnacion

Naprzeciwko Encarnación widzicie Posadas. Oba miasta rywalizują o tytuł bardziej "cool". Przez wiele lat, mieszkańcy Posadas naśmiewali się ze swoich paragwajskich sąsiadów (normalne, Argentyńczycy) i z ich miasta. Ale od dwóch, trzech lat ta tendencja się odwróciła. Mieszkańcy Encarnación są dumni z ich nowej costanera, gdzie odbywa się coraz więcej kulturalnych atrakcji.

encarnacion

encarnacion

encarnacion

encarnacion
Jeden ze specjałów w regionie, maluśkie, anyżowe chlebeczki. Do aperitifu, do sałatki, do zupy. Bardzo popularne. A jeszcze lepsze są gorące, prosto z koszyka od ulicznego sprzedawcy ich większe wersje, rozmiaru bułki. Zwie je się 'chipa'

encarnacion

To chyba jest najfajniejsze w podróży - kiedy trafiamy do miejsca, gdzie pierwotnie miało nas nie być, a które okazują się być spokojną przystania, gdzie przyjemnie jest przebywać nigdzie się nie spiesząc. Zauważyliśmy, że nasz sposób podróżowania się zmienił: wolimy na spokojnie zostać dzień czy dwa dłużej, w końcu nie uczestniczymy w żadnym maratonie. Nie mamy przecież listy, na której wszystkie pozycje trzeba odhaczyć. To pewnie jest związane z czasem. Jak sobie przypomnimy nasz dziki pęd po parkach na amerykańskim dzikim zachodzie, dzień za dniem nowe miejsce, to się nam nie chce wierzyć, że mieliśmy tyle sił. Jakby nie patrzeć po jedenastu miesiącach "w drodze" punkt widzenia podlega pewnym zmianom.

Hasta la pasta Paragwaju! Wracamy do Argentyny, nasz kolejny, ostatni w tym kraju przystanek (trochę wymuszony bo to Święta Wielkanocne) to Salta. A zaraz potem czeka nas Boliwia.

encarnacion-map

A - Puerto Iguazu, B - Encarnacion

Télécharger les photos

Papa April 15, 2013, 6:23 a.m.

Très instructif ce reportage. Photo 18: Statue surprenante, on la croirait presque vivante! Vous reste t-il encore de la place pour les tampons de visas? Bises

spooooocky April 15, 2013, 11:04 a.m.

[:bien]

mama&tata April 15, 2013, 1:33 p.m.

Bombowe zdjęcie Natalii jako figurki z gliny bardzo,bardzo.W sumie niewiele się wie o historii takiego kraju jak Paragwaj i miło słyszeć,że tubylców nie nawracano na jedynie słuszna religię ogniem i mieczem tylko mądrzy Jezuici usiłowali stworzyć nowoczesną cywilizację w tym rejonie Ameryki Południowej.Niestety jak zwykle polityka i chciwość ludzka niweczą takie plany bo żądza władzy i pieniędzy jest gorsza od najgorszego z narkotyków.Dorobek Indian zaprzepaszczono a ich samych fizycznie niemal wyniszczono i co ciekawe robili to władcy katoliccy.Fajnie,że się Wam podoba w Paragwaju tym bardziej,że etap to nie planowany,w sumie niespodzianki zawsze są mile widziane oczywiście te z kategorii przyjemnych.Wasz rajd graniczny zabawny ale i niebezpieczny bo gdyby....... to Wiecie!Czekamy na relacje dalsze i macie rację tempo trzeba zwolnić z tego mogą wyniknąć tylko dobre rzeczy.Buziaki.

Popi April 16, 2013, 8:18 a.m.

Ha ha se mettre une caisse au Paraguay

Réglisse April 16, 2013, 8:44 p.m.

Bien joué les amis. Une filouterie évitée! et toujours de superbes photos.

Tata Y April 17, 2013, 12:50 a.m.

Bravo pour votre audace mais parfois il faut être prudent surtout dans ces pays là. Vous avez eu de la chance; mais qui ne tente rien n'a rien ! Les photos sont très belles. Le récit sur les Jésuites très instructif. Je suis du même avis que "Mama i Tata" Vous avez raison de vous poser quelques jours pour profiter du beau temps. Les plages sont très belles. Grosses bises de B.M. cette fois-ci.