18 January 2013

polynesie-francaise Moorea, czyli w sercu Polinezji Francuskiej

Tahiti. Czy w Was ta egzotyczna nazwa także wywołuje dreszcze? Któż nie chciałby znaleźć się pewnego dnia w samym sercu Polinezji Francuskiej? My w każdym razie wyczekiwaliśmy tego etapu z niecierpliwością. Na ten dwutygodniowy przystanek wybieramy jednak sąsiednią wyspę o wdzięcznej nazwie Moorea.

Już wyjaśniam dlaczego. Nasz samolot ląduje w Papeete ale nie potrzeba poświęcać wiele czasu na jego zwiedzanie. Katedra Notre-Dame, lokalny targ i właściwie to wszystko. To duże miasto, zamieszkałe przez ponad sto dwadzieścia tysięcy mieszkańców, lokalna metropolia, centrum polityczne i gospodarcze. Sama wyspa Tahiti, poza dość oryginalnym kształtem nie jest specjalnie urokliwa. To co jest najpiękniejszego w Polinezji Francuskiej, jest rozrzucone na tysiącach kilometrów kwadratowych stąd w atolach Tuamotu na północ od Wysp Towarzystwa, na Tubuai albo na Markizach. Jeśli się nie chce albo nie może wydać dużej ilości pieniędzy na samolot do tych oddalonych sektorów, trzeba zadowolić się tym, co można znaleźć bliżej. Stąd nasz wybór wyspy Moorea, znajdującej się naprzeciwko Tahiti, oddalonej o jedynie pół godziny promem i oferującej bliskie zetnięcie z prawdziwą atmosferą raju.

Z lotniska w Faa wybieramy się więc do centrum Papeete. Zabieramy się na stopa, ponieważ jest niedziela i transport publiczny nie jest obsługiwany. Naszym kierowcą jest szalona Tahitanka, która z pokładu swojego bolidu (Renault Clio) pokazuje nam lokalne atrakcje. Zawozi nas do swojego butiku z czarnymi perłami (tutajsza specjalność), coś pięknego! (macie link do jej sklepu internetowego). Port morski jest o dwa kroki, pozostały dystans pokonamy więc na piechotę.

moorea
Prawdziwy błękit nieba

moorea
Naprzeciw w oddali po prawej widać już wulkaniczne szczyty Moorei

Jak pewnie się domyślacie, życie w Polinezji jest bardzo drogie. Zakwaterowanie nie jest oczywiście wyjątkiem od reguły. Postawiono tu bowiem głównie na rozwój turystyki luksusowej. Całe szczęście, istnieje jeden jedyny kemping - "U Nelsona", położony w Hauru, u brzegu pięknej, turkusowej laguny.

moorea
W drodze do kempingu, po drugiej stronie wyspy

Na pewno Wam nie umknęło, że z Nowej Zelandii na Tahiti udaliśmy się tuż przed nowym rokiem. Dokładniej, wylecieliśmy 30 grudnia wieczorem i...przylecieliśmy 29 grudnia również wieczorem. Dzień 30 grudnia 2012 przeżyliśmy więc dwa razy w naszym życiu! Dobrze, że nie trafiliśmy na żadną scenę morderstwa, gdzie zadano by nam podejrzliwe pytania typu "gdzie byłeś między 12h, a 13h?" - "jak to gdzie, w Auckland i w Papeete!" :D

Tegoroczny Sylwek przewidzieliśmy więc bez żadnych większych ekstrawagancji, kolacja w kempingowej kuchni i kąpiel o północy. W sumie nieskomplikowany ale całkiem niezły plan. W rezultacie jak to zazwyczaj bywa, proste rzeczy są najbardziej przyjemne.

Prawdziwym problemem nie jest tu jednak pieniądz (frank pacyficzny) ale dostępność produktów. Znajdujemy się pośrodku Oceanu Spokojnego, 4000 kilometrów od wybrzeża Nowej Zelandii i 7500 kilometrów od Chile. Poza owocami i warzywami, nie uprawia się tu i nie hoduje niczego. Spora większość produktów pochodzi z importu. A w Sylwka, normalnie jak w czasie wojny. Bagietki na przykład, po wyczerpaniu w poranek już przed 7h, będą dostępne dopiero pięć dni później - trudno, zastąpimy chlebem tostowym. Złapiemy stopa do miasteczka Maharepa, gdzie znajduje się trochę większy supermarket i zaopatrzymy się w kilka przyjemności: wino, wędzonego łososia, śmierdzące sery i trochę dobrej szyneczki. Jakaż to frajda odnaleźć francuskie produkty! Natomiast, jeśli chodzi na przykład o jajka to sprawa jest bardziej skomplikowana - sprzedają je wyłącznie w piątki o 9h rano (i kwadrans później nie ma już nic!).

moorea

moorea
Przy okazji zdjęcia, przyciągamy Waszą uwagę na niesamowite ozdoby świąteczna. Zdecydowanie najbrzydsza choinka na świecie

moorea
Wasze zdrowie

Ostatecznie połączymy stoły i będziemy świętować z naszymi znajomymi z kempingu: Nadią (Niemko-Libanka, żyjąca na codzień między Hawajami i Kanadą), Anne i Julienem (Francuzi, tak jak my w trakcie podróży dookoła świata) oraz Laurą i Joelem, dwójką przezympatycznych Vancouverczyków. Było bardzo miło. Oczywiście, gdy my obchodziliśmy Sylwestra, Wy wstawaliście już wyspani po imprezie (około 11h rano).

moorea

Jak mamy podsumować te 15 dni w raju? Słońce, plaża, kąpiele, sjesta, czytanie książek i tak dalej. Odpoczynek. Dostosowujemy się całkowicie do obrazka jaki nasuwa się na myśl o Polinezji Francuskiej. Niesamowite kolory nieba i oceanu, przyduszająca duchota i gorące noce, Tahitańczycy tacy sympatyczni. Nikt się tu nie spieszy, nikt się nie denerwuje, wszystko ma swój czas i to jest niezwyke odprężające po wyścigu z czasem jaki zafundowaliśmy sobie w Nowej Zelandii.

moorea
Oto nasza plaża tuż przed kempingiem.

Codzień rano, Laura i Joel otwierają nam kokos do picia. Zerwany prosto z drzewa, darmowy i pożywny. Można tu znaleźć prawdziwe skarby prosto na wyciągnięcie ręki: mango, papaje, owoce chlebowca, banany. A ananasy są wybornie tanie i niezwykle słodzutkie!

moorea

moorea

Po zaopatrzeniu w jajka, Remi udziela kursu przygotowywania naleśników Vancouverczykom. Nawet całkiem nieźle im to wychodzi!

moorea

moorea
Do tak przygotowanego stołu siada się z przyjemnością

moorea
Natalia rozkmnia ananas...

moorea
...podczas gdy Remi i rudy kot przeglądają zdjęcia

Ale nie możemy zapominać, że jesteśmy w tropikach, a dokładniej w czasie pory deszczowej. W jednej chwili smażymy się na pięknym słońcu, a chwilę później niebo się zasnuwa i deszcz leje bez przerwy, aż do końca dnia.

moorea
Przy czym nawet jeśli leje w dalszym ciągu jest gorąco

Ale nie ma reguly. Deszcz może równie dobrze skończyć się piętnaście minut później - jak gdyby nigdy nic.

moorea

moorea

moorea
Natalia w kąpieli

moorea
Przesympatyczny hotel obok, do którego wszyscy z kempingu chodzili na internet

moorea
Ciężkie jest życie

moorea
Widok w czasie drzemki. Swoją drogą, to dość niebezpieczne tak pod kokosami

moorea
Cóż za kolor wody, sto razy piękniejsza niż na basenie

Moorea wydaje się być rajem na ziemi, prawda? Cóż, dla zwykłych mieszkańców, życie nie jest do końca łatwe. Lokalne władze praktykują tu politykę otwierania luksusowych hoteli na czas dziesięciu lat (w ten sposób Sofitele i inne Hiltony nie płacą podatków). Po tym okresie, hotel się zamyka i buduje/otwiera inny. Francuska sieć luksusowych kompleksów tuystycznych Club Med wycofała się kompletnie z Polinezji już około 10 lat temu. Problemy z wynajęciem terenu (kilku spadkobierców nie zgadza się na jedną cenę), opodatkowanie po okresie dziesięciu lat, szantaż polityczny...prawdziwa mafia. Jeden z Club Medów znajdował się właśnie zaledwie kilkaset metrów od kempingu u Nelsona. W rezultacie, ta część wyspy powoli umiera: zamykają pobliskie restauracje i sklepy. Żeby znaleźć działający bankomat, musimy przemieścić się na drugi koniec wyspy, dwadzieścia kilometrów dalej (w pobliże Hiltona). To wszystko penalizuje mieszkańców, a nie turystów.

moorea
Ruiny Club Med, jak miasteczko duchów

moorea
Bar przy plaży, sale sportowe, molo

moorea

Ale nie spędzamy czasu wyłącznie na plaży - trochę sportu nam trzeba, po tych wszystkich naleśnikach (a jeszcze nie za bardzo chcemy wystawiać na próbę Remiowe kolana). Wynajmujemy więc kajak na jeden dzień. Odkrywamy wodę jeszcze piękniejszą niż w lagunie, przeźroczystą na kilkanaście metrów i turkusową. Kilka plaż na małych, pobliskich 'motu' - wyspach, zachęca do odpoczynku: tak jak ta, Coco Beach.

moorea

moorea

moorea

moorea
Widać dno bez żadnego problemu

moorea
Zawsze na jednym z wulkanicznych pagórków zaczepi się jakaś chmura

moorea
Kilka kilometrów stąd leje jak z cebra, a tu piękne słońce

moorea
Słynna Coco Beach

moorea

moorea

moorea
Morze rozbija się wielkimi falami na koralowym atolu dookoła wyspy Moorea

moorea

moorea

moorea

moorea
Jesteśmy w ogromnym akwarium

moorea
Wielka ryba

moorea

moorea
I wracamy na kemping

Co wieczór, zachody słońca na morzu są piękniejsze i ciekawsze niż niejeden hoolywoodzki film.

moorea

moorea

moorea

moorea

Czas odnowić nasze azjatyckie przyzwyczajenia: wynajmujemy skuter na jeden dzień, żeby objechać wyspę dookoła (62 kilometry). Cena jest nie do porównania (w Kambodży 3-4$ na dzień, tutaj 55$...) ale czego się nie robi, żeby zobaczyć trochę świata :p.

moorea

moorea

moorea
Król ananasów

moorea

moorea
Stan dróg pozostawia wiele dla życzenia

moorea
Czasem to jest naprawdę kiepska droga

moorea

W południe, zatrzymujemy się przy drodze na małą przerwę: bagietka, ser brie i francuskie ciasteczka w czekoladzie "Les Petits Écoliers". Remi szczególnie cieszy się z francuskich produktów - czuje się tu w Polinezji jak w domu!

moorea

Odwiedzamy dwa piękne wodospady Afareaitu, dostępne dopiero po czterdziestu minutach marszu przez dżunglę. Nie było łatwo w sandałkach ale zdecydowanie warto!

moorea

moorea
Skuter dalej nie pojedzie

moorea

moorea

moorea

moorea
Daj mi rękę, bo tu ślisko

moorea
Egzotyczna roślinność

moorea
Drugi wodospad

moorea
Umieramy z gorąca

moorea

moorea
Wyspa Tahiti na przeciwko

moorea
Sofitel na wodzie

Kończymy nasz dzień na pięknej plaży Temae. W dalszym ciągu ciąży nad nami groźba deszczu. Załapiemy się nawet na duży prysznic tuż na ostatnich metrach...

moorea

moorea

moorea
Wyspa Tahiti

moorea
Po deszczu przychodzi słońce

moorea

moorea

moorea

moorea

Następnego dnia rano, tym razem w pięknym słońcu, wymęczymy na maksa nasz skuter by dotrzeć do punktu widokowego "Belvédère".

moorea
Moorea przypomina dla jednych podwójne serce, a dla drugich szeroki widelec. W ląd wdzierają się dwie zatoki, ta po lewej to Oponohu, ta po prawej Paopao

moorea
Zielona góra jest rozdzielająca to Mount Rotui

moorea
W drodze powrotnej mijamy plantacje ananasów

Ale to nie koniec dla skutera: nasz ostatni cel to "magiczna góra". Już sama nazwa bardzo nam się spodobała. Według mieszkańców jest magiczna, bo widok rozciągający się z niej ma w sobie coś z magii. Widać dokładnie otaczającą całą wyspę rafę koralową, różne odcienie błękitu w wodzie oraz przepiękne zielone doliny.

moorea
Nie damy rady wjechać we dwoje, Natalia zasuwa z buta

moorea
Dolina

moorea
Rzeczywiście, piękny magiczny widok

moorea

moorea

A już na sam koniec, jak na końcu każdego epizodu Asterixa, nasza przygoda w Polinezji kończy się wyborną ucztą. W programie, kwieciste przyjemności, no i oczywiście naleśniki!

moorea

moorea
Prawda, że w dekoracji połowa sukcesu

moorea

moorea

Nie powiedzieliśmy Wam jeszcze wszystkiego na temat naszego pobytu tu na wyspie Moorea. Jeden z wieczorów spędziliśmy w Tiki Village - miejscu w którym kultywuje się dalszym ciągu tahitańśki język i kulturę. Zostało ono utworzone prawie dwadzieścia lat temu przez Francuza, Oliviera Briaca, który zakochany w zanikających tradycjach, chciał móc je dzielić z odwiedzającymi Mooreę. Poza oczywistym aspektem turystycznym, można dobrze zjeść i obejrzeć przepiękny spektakl. Ale to w innym artykule.

Ostatnie słowo na temat Tahiti i Polinezji Francuskiej. Nie do końca wiedzieliśmy czego się spodziewać przyjeżdżając tu: miejsce posiada dość wyjątkowy status polityczny w sumie dość zależny od Francji. Nie jest to ani departament, ani terytorium zamorskie. Żandarmi przyjeżdżają z Francji, Francja płaci za drogi i szkoły, wszyscy posiadają francuskie obywatelstwo ale jednocześnie wyspy mają swój własny rząd i monetę. Są one niestety zbyt zależne ekonomicznie od Francji, nie są w stanie utrzymać się jedynie z turystyki. Nikt nie mówi głośno o pełnej niepodległości, oczywiście poza osobami, które mogą z tego czerpać jakieś prywatne zyski (i to jak zwykle Ci, którzy zajmują wysokie stanowiska). To pozostawia wiele do myślenia w kwestiach postkolonizacyjnych. Zobaczymy jaki będzie kolejny krok: czy mieszkańcy zdecydują się na pozostanie w ramach obecnego statusu, czy jak, na przykład Majotta, wniosą o przyłączenie do Francji jako jeden z departamentów zamorskich.

moorea-map

A - Kemping 'U Nelsona'

Télécharger les photos

A&J Jan. 19, 2013, 7:41 a.m.

Cóż za miła niespodzianka w sobotni poranek:)? Długo oczekiwany wpis się pojawia i .... jestem zachwycona!!! Warto było czekać. RAJ RAJ RAJ , pzdr z mroźnego Wejherowa!

Papa Jan. 19, 2013, 1:01 p.m.

Quel régal que ce reportage !!! Quel plaisir également de vous voir en pleine forme, une ambiance sympa etc... Chez vous le ciel est bleu et l'eau transparente, quant à chez nous c'est un joli manteau blanc qui a recouvert Paris cette nuit. Rémi: j'adore le maillot du PSG surmonté d'un chapeau de paille! Bisous à vous 2 !

maman ... ;o) Jan. 19, 2013, 1:24 p.m.

Joli !!! faire des crêpes à l'autre bout du monde , j'en aime l'idée ! Contente de voir vos mines réjouies et ces paysages d'eau , de cascades pour finir en couchés de soleil vont me tenir compagnie toute la journée . ;o) d'autant que sur Paris c'est la neige qui c'est instalée . gros bisous mes mouflets .

poote Jan. 19, 2013, 2:20 p.m.

alors pour des news, c'était complet et imagé. du bonheur. Profitez de ce rêve eveillé, un jour vous lirez mes comptes rendu ^^ des bisous mes nenfants. on pense à vous souvent <3

mama&tata Jan. 19, 2013, 4:09 p.m.

Kochani!Dziękujemy za toaścik za nasza zdrowie,niecierpliwie czekaliśmy na kolejną relację bo przyzwyczailiśmy się pochłaniać nową porcję podróżniczych emocji a tu z racji specyfiki tego etapu przerwa była nieco dłuższa ale warto było uzbroić się w cierpliwość.Niesamowite wrażenia, rzeczywiście porównanie do raju ma swoje uzasadnienie bo to i jedzonko spada z nieba a właściwie z palmy,a to słodziutkie ananasy pałętają się pod stopami a woda wygląda jak sztuczna tak jest przeżroczysta i błękitna.Wasze naleśnikowe El Dorado z dodatkiem tylu świeżych owoców i kwiatową dekoracją musi być pyszne, ponieważ oglądając ma się ochotę zdjęcie po prostu zjeść.Swoją drogą jak to możliwe,że mając tyle atrakcji biblijna Ewcia dała się naciągnąć na pospolite jabłko,coś nie za bardzo kumata była.U nas dzisiaj mróz co prawda niezbyt uciążliwy ale w zestawieniu z Waszymi kąpielami w tej zjawiskowej wodzie przechodzą nas dreszcze po ciele,że Wy tam na Polinezji udajecie egzotyczne rybki a my okutani jak syberyjskie misie siedzimy przy ciepłych grzejnikach.Korzystajcie ile się da bo potem nie wiadomo co przyniesie pogoda, macie bardzo sympatyczne towarzystwo na kempingu no i król-to ci ananas!Ten rudy kot musi być hakerem, bo ze sposobu w jaki spogląda na komputer widać,że to dla niego nie pierwszyzna i złamać jakieś hasło albo złapać mysz to nie problem/pewnie pomyśleliście o Dusi/.Dziękujemy za kolorową relację i czekamy jak zawsze na więcej i może jak Wam się uda szybciej.Ściskamy mocno!

Dan & 3 Princesses Jan. 20, 2013, 2:56 a.m.

Tu portes bien les couvre-chefs :) C'est superbe, vraiment ! Je n'avais même pas pensé à Moorea dans mes rêves. Tahiti vient en premier normalement. Merci Rémi & Nat. Vous êtes beaux et radieux, ça fait plaisir à voir. Nous, après Paris, on projette Venise... pas loin mais ça fait du bien de bouger aussi ;) Biz de nous 4 On pense fort à vous...

julien Jan. 20, 2013, 3:15 p.m.

ça fait plaisir d'avoir de vos news (et bien illustrées ! ). Les couchers de soleil ont l'air superbes !!

discoibiza Jan. 20, 2013, 8:30 p.m.

super Mt Rotoui;) fajnie byłoby sie wdrapać.pozdrowienia z mroźnego Krakowa!

François et Monique Jan. 21, 2013, 12:35 a.m.

Profitez bien de ces belles eaux transparentes et du soleil On fait du ski à Montmartre Bises à vous deux

Hélène Thomas Jan. 24, 2013, 4:44 p.m.

"Ca laisse à réfléchir sur les dégâts de la colonisation et la transition vers l'indépendance..." Et aussi sur les méfaits du "tout tourisme"... D'une île à l'autre : la mienne, c'est Belle-Île en mer, et les jeunes fuient... Pas de boulot, pas de logements. Même internet ne fonctionne qu'en pointillé ! Mais ici aussi, il arrive qu'il fasse beau plusieurs fois dans la journée. La mer n'est pas un lagon, mais les couchers de soleil, ça le fait !!!

Ania Kaatz:D Feb. 16, 2013, 9:42 a.m.

o jaaa!!!!marzenie, tez chce tam byc!!!! :) buziaki!!!