09 February 2013

chili Kraina jezior i wulkanów

Przed nami pejzaże, które tak zachwyciły nas w Nowej Zelandii. Wulkany i jeziora. Niby klasyczny koktail, ale o ile skuteczny. Odnajdujemy tu również te same (płatne) propozycje spędzania wolnego czasu na wolnym powietrzu. Ale o ileż tańsze - nawet jeśli jesteśmy w Chile, najdroższym kraju Ameryki Południowej. Chilijska kraina jezior i wulkanów ciągnie się przez trzysta kilometrów. Zatrzymujemy się w dwóch miejscowościach na jej dwóch krańcach: Pucon na północy i Puerto Varas na południu. Życie miast w regionie jest bardzo podobne: zostały założone sto, sto pięćdziesiąt lat temu przez kolonizatrów europejskich - w duuuuużej większości niemieckich. Ich wpływy można znaleźć bardzo łatwo: plan miasta nakreślony na kwadracie z prostopadłymi ulicami, czystość, styl architekturalny przypominający ten, obecny u naszego sąsiada, nazwy ulic, niemieckie ciasta w piekarniach...no rozumiecie! Pucon i Puerto Varas żyją z turystyki. Oba są położone nad dużymi jeziorami: Villarica i Llanquihue znajdującymi się u stóp wulkanów: Villarica i Osorno. Jedyna różnica je dzieląca: Puerto Varas to Pucon dla biedniejszych (do tego ostatniego przyjeżdża chilijska śmietanka, członkowie rządu, itd.).

Pucon wita nas zachmurzone. Rozglądamy się za propozycjami wypadów, menu jest bogate. Na początku jesteśmy jak dzieci, chcemy skorzystać z wszystkiego: tyrolki, treków górskich, raftingu i canyoningu...w końcu, decydujemy się na dwie atrakcje - będzie jeszcze okazja skorzystać z pozostałych w Chile czy Argentynie. Główną atrakcją Pucon jest wulkan Villarica - dominuje on miasto, widać go z każdego miejsca. Zapowiadają ładną pogodę na następny dzień, zapisujemy się na wyprawę, trek na jego szczyt. A potem, w ramach odpoczynku, wybierzemy się do źródeł termalnych.

Wznosimy toast za taki plan koktajlem pisco sour! Pisco to lokalna grappa, o którą Peruwiańczycy wykłócają się od kilkudziesięciu lat (prawdziwe miejsce narodzin trunku). Chilijczycy tego nie kwestionują, aczkolwiek eksportują go 3 razy więcej, a produkują 30 razy więcej!. Więc klasyfikują go jako narodowy specjał! Najpopularniejszym koktajlem na bazie tego alkoholu jest pisco sour: 3/4 pisco do 1/4 soku z limonki, jedno białko (żeby było musujące) i lód. Pychota!

region-des-lacs

region-des-lacs
Jutro rano wybieramy się na górę.

Następnego dnia rano, najpierw przymierzamy sprzęt potrzebny w ciągu dnia, częściowo go zakładamy i wyruszamy z naszymi przewodnikami do stóp wulkanu Villarica (2847 metrów).

region-des-lacs

region-des-lacs

Jesteśmy gotowi do drogi, ale najpierw krzesełkowym wyciągiem podjedziemy trochę wyżej. To pozwoli nam uniknąć godziny marszu w wulkanicznym pyle, pozbawionego jakiegokolwiek uroku i sensu.

region-des-lacs
Oto wyciąg, bez żadnego zabezpieczenia...

region-des-lacs

region-des-lacs
Kask, okulary słoneczne, krem z filtrem, czekan i tak przygotowani możemy ruszać.

region-des-lacs
W sumie szybko docieramy do granicy pierwszych śniegów.

Mamy przepiękny widok na jezioro Villarica i na miasteczko Pucon położone u jego brzegu.

region-des-lacs

region-des-lacs

region-des-lacs
Paris i Alvaro, nasi górscy przewodnicy

Przewodnicy grają pierwsze skrzypce w czasie takiego marszu: nie tylko decydują, którą ścieżkę obrać (a ta nie jest nakreślona na śniegu), ale cały czas trzymają nas na bieżąco co do zmian pogodowych i wulkanicznych (Villarica jest aktywna i musi być stale nadzorowana, cały czas bowiem dymi, a co jakiś czas pluje popiołem czy lawą...). Na samym dole przewodnicy uprzedzili nas, że możemy nie wejść na sam szczyt! Wystarczy trochę silnego wiatru i już musimy zawracać - dym jest niezwykle toksyczny.

region-des-lacs
Profeska

Od momentu kiedy zaczyna się śnieg, idzie się z jednej strony łatwiej, a z drugiej trudniej. Łatwiej, bo nie kurzymy pyłem wulkanicznym, nie zjeżdżamy po piachu. Trudniej, bo miejscami śnieg jest mokry (dzień jest wyjątkowo słoneczny i bezchmurny) i czekan zapada się głeboko - trzeba uważać wtedy, by nie stracić równowagi. Góra jest stroma, więc przewodnicy udzielają nam lekcji jak poprawnie posługiwać się czekanem - i na pewno nie jest to jak na amerykańskich filmach (typu "Na krawędzi" z Sylvestrem Stallone), gdzie czekan zarzuca się na śnieg jak wędkę :D

region-des-lacs

region-des-lacs

region-des-lacs

region-des-lacs
Inna grupa maszerująca na szczyt

region-des-lacs
Inne wulkany w oddali. Jeśli zastanawia was różowa łuna na horyzoncie, to z powodu aktualnej erupcji jednego z nich właśnie

region-des-lacs
Krótka przerwa między warstwami śniegu

region-des-lacs
Ostatnia przerwa przed szczytem

Dochodzimy na samą górę i jesteśmy jednymi z pierwszych.

region-des-lacs

region-des-lacs
Na pierwszym planie wygasły wulkan Quetrupillan, a w tyle wulkan Lanin na granicy z Argentyną, aktywny i niebezpieczny. Oba razem z Villaricą stanowią część Andów

region-des-lacs
Zadowoleni z dotarcia na miejsce

region-des-lacs
Wnętrze naszego wulkanu

region-des-lacs
Żeby lepiej ocenić jego rozmiar, porównajcie z ludzikami na śniegu

region-des-lacs
Eee tam wspinaczka, to była pestka

region-des-lacs
Tak przy okazji, u stóp wulkanu znajduje się duży lodowiec

Zaczynamy "spacer" dookoła krateru. Widok 360° jest oszałamiający - dookoła dosłownie wszędzie jeziora (widać ich aż siedem!) i wulkany co kawałek. Ale za takie przyjemności trzeba zapłacić cenę: z powiewami wiatru dochodzą do nas toksyczne opary wulkanu. Tak się nawdychamy, że gardła przez kilka dni będziemy mieli pozdzierane.

region-des-lacs

region-des-lacs
Krater i inna grupa naprzeciw

region-des-lacs
My na wysokości 2847 metrów n.p.m.

region-des-lacs
Słońce tu grzeje mocno

region-des-lacs

region-des-lacs

Wreszcie nadszedł czas na zejście. Kto zazwyczaj cieszy się z drogi powrotnej? Nikt. Ale ta nie będzie byle jaka. Skorzystamy z tego co dała matka natura - ŚNIEGU. Zjedziemy z gracją na tyłeczkach! Tak, tak, nie żartuję!

Z plecaków wyciągamy parę nieprzemakalnych spodni, dodatkowe fartuszki na pupę, kurtki i plastikowe lizaczki!

region-des-lacs

region-des-lacs

region-des-lacs
Tak opatuleni możemy zjeżdżać

region-des-lacs
Ślizgawka

region-des-lacs
Chwilami jest masakra jak się rozpędzimy, bo do hamowania mamy tylko czekan

Nie mamy zdjęć ze zjazdów, szkoda, ale ciężko jednocześnie trzymać aparat i się skupiać na zjeździe. Ale bawiliśmy się jak dzieci, było wybornie, uwierzcie nam na słowo.

Powrót do zsypu wulkanicznego i końcówka odbywa się w chmurze pyłu. Ale kontynuujemy ślizganie się (na butach), bo po piachu też da radę...

region-des-lacs

region-des-lacs

region-des-lacs

region-des-lacs

Pięć i pół godziny później jesteśmy na dole. Mieliśmy szczęście, przypałętała się chmura i pewnie ci co są na szczycie nie mają już takiego widoku jak my. Jesteśmy trochę zmęczeni, ale noc na pewno przyniesie wypoczynek.

W końcu, następnego dnia jesteśmy w wyśmienitej formie (Remiego nie boli kolano). Wybieramy się nad jezioro Villarica (żeby już pozostać przy tej pięknej nazwie :D). Od strony portu naprawdę wygląda to pięknie, mamy nawet widok na naszego kolegę z poprzedniego dnia!

region-des-lacs

region-des-lacs

region-des-lacs

Od strony plaży nie jest już tak kolorowo (tzn jest ale nie w tym samym sensie). Planowaliśmy się wykąpać, niestety ciężko znaleźć miejsce na tej wulkanicznej plaży wypełnionej po brzegi turystami. Pucon jest bardzo popularne i zimą, i latem.

region-des-lacs

region-des-lacs

Kończymy nasz pobyt w Pucon korzystając z naturalnych właściwości wulkanów: kąpieli termalnych. Ponieważ pobyt za dnia już zaliczyliśmy w Nowej Zelandii (Rotorua i Hanmer Springs), tym razem decydujemy się na sesję nocną, pod gwiazdami. Tymbardziej, że w Pucon w środku lata nie da się inaczej - temperatura w ciądu dnia dochodzi do trzydziestu kilku stopni. Jak tu zanurzyć się w wodzie czterdziesto- i pięćdziesięciostopniowej?! Natomiast podczas chłodnych nocy to może być bardzo, bardzo przyjemne. I, Dios Mio, jest!!!

region-des-lacs
Do stacji termalnej Los Pozones docieramy o 21h

region-des-lacs
Kilka basenów jest do naszej dyspozycji, najgorętsze są oczywiście najbardziej oblegane

region-des-lacs

region-des-lacs
Kiedy zapada zmrok i robi się naprawdę chłodno, miesjce staje się niezwykle interesujące

region-des-lacs
Zdjęcia bez lampy nie przejdą

Posiedzimy tu sobie do północy przechodząc z jednego basenu do drugiego. Dobrze jest wygrzać wszystkie kości.

W ramach ciekawostki jeszcze jedno słowo o Pucon, a właściwie jego wulkanicznych kolegach. Miejsce jest pod stałym nadzorem najbardziej doświadczonych wulkanologów i najlepszego na świecie sprzętu. Mówią oni, że ta okolica jest pierwsza w kolejności na świecie by stać się przyszłymi Pompejami, ale jeszcze gorszymi. Mnogość czynnych wulkanów i ich gwałtowność, szczególna płynność ich lawy, częstość z jaką plują popiołem zagraża trzem miastom położonym nad jeziorem Villarica.

Ale kontynuujemy naszą drogę: za radą spotkanych na drodze podróżników, zamiast wybrać się od razu na wyspę Chiloe, zatrzymujemy się w południowej stolicy Krainy jezior i wulkanów, Puerto Varas. Jak już wspominaliśmy charakteryzują go, tak jak Pucon, jezioro i wulkan. Nie ma już więc tego elementu zaskoczenia i takiego samego zachwytu. Zadowolimy się zwiedzaniem miasta. Sądziliśmy, że w Pucon było dużo Niemców, i że wszystko było niemieckie - ale to nic w porównaniu z Puerto Varas. Trafiamy nawet na festyn niemieckich ciast, gdzie przygrywają caaaaaały dzień szwancparadę (zresztą lokalne radio też tylko ją nadaje). Zastanawiamy się po co jechać, aż do Chile, skoro tu też wpadamy na sąsiadów...

region-des-lacs

region-des-lacs

region-des-lacs
Co ciekawe, mieszkańcy są bardzo dumni z tej niemieckiej kolonizacji

region-des-lacs

region-des-lacs
Jezioro Llanquihue i wulkan Osorno

region-des-lacs
Iglesia del Sagrado Corazon z 1915 roku, inspirowana architekturą ze Schwarzwaldu

region-des-lacs
Mamusiu, to Mamusia, polski element u chilijskich Szwabów

Ponieważ wiedzieliśmy na co się nastawiać, nie zauroczyło nas Puerto Varas w tym samym stopniu co Pucon. Okazało się nawet dość "nudne", co nie znaczy, że nam się nie podobało. My czasem też potrzebujemy (mimo że jesteśmy na wakacjach) czasu, na odpoczynek, na zajęcie się stroną (pisaniem dwóch wersji, filmami, zdjęciami). Więc zapewniamy Was - da się tu odpocząć, nawet jeśli jedynie język hiszpański upewnia nas, że nie jesteśmy w Europie (ha ha, i to nawet nie do końca!).



pucon-map

A - Santiago, B - Valparaiso, C - Pucon, D - Puerto Varas

Télécharger les photos

Spooooocky Feb. 9, 2013, 11:03 p.m.

Chouette récit !

poote Feb. 9, 2013, 11:14 p.m.

FA-BU-LEUX !!! et cette petite vidéo sur du Bowie qui nous vend du rêve...merci les loulous, bonne continuation et gros bisous

mama&tata Feb. 9, 2013, 11:57 p.m.

Ale jazda bez trzymanki na wulkanicznym stoku ,to dopiero atrakcja tyle,że przedtem trzeba się na tą górkę wspiąć ,co już w naszym wypadku rokuje nieco gorzej.Widoki przepiękne, wulkany wyglądają jakby rysowane techniką komputerową a nie istniejące w realu ale ta uroda jest jednocześnie grożna, bo wszędzie dookoła widać ślady ich potęgi w momencie aktywności.Zawsze podkreślamy,że najpiękniejsza natura to taka gdzie człowiek nie ingeruje w jej istnienie i pozwala sobie oglądać te cudeńka z boku.Dobrze,że przykleiliście sobie nalepki na kaski bo moglibyśmy się się pomylić who is who?/ha,ha/a poważnie rzecz ujmując dla scenografii było to bardzo uzupełniające.Cieszymy się,że Remiego kolano już w porządku ,no ale po tylu termalnych nasiadówkach inaczej być nie mogło/zazdrościmy Wam tych wymaczanek w takiej temperaturze wody/.U nas jak wiecie zima niestety i to co piszecie i pokazujecie jest dla nas baaaardzo egzotyczne i na razie nieosiągalne.Trzeba było z Valpo wziąć jednego spraya i na szczycie tego wulkanu napisać "byliśmy tu Grzenkowiczowie" to prawie jak pomnik turysty na trasie i podobno wraca się w takie miejsca drugi raz.Zwiedzajcie dalej ale ostrożnie żeby nie nabawić się niepotrzebnej kontuzji bo przed Wami dużo wyzwań jeszcze w tej Ameryce Południowej.Buziaki.

maman ... ;o) Feb. 10, 2013, 3:33 a.m.

Plaisir à chaque fois renouvelé ... votre récit, vos images , vos impressions: j'en bois chaque fois gouluement chaque reportage ,de combien de merci vais-je encore vous engluer d'ici la fin de votre périple ...!!! je vais retenir une fois de plus vos visages radieux devant la toile que le monde offre à vos yeux ; et piètiner sur place en attendant la prochaine salve de surprises du prochain reportage . Je suis partagée entre le manque de vous et l'excitation de vous savoir heureux dans tous ces endroits surprenants . On pense à vous les lutins et je vous bise frénétiquement virtuellement en attendant mieux ;o)

Tata Y Feb. 10, 2013, 11:03 p.m.

Encore une fois un reportage bien surprenant. D'après les récits de nos amis qui ont visité l'Amérique du Sud, j'avais déjà une petite idée de la splendeur des paysages. Mais Chili m'a surpris. Dans votre reportage nous avons des vues très contrastées. : la montage enneigée, les cratères colorés, la mer etc.... J'admire, également, ce ciel bleu ! Je salue votre courage, votre ténacité et curiosité. Cette ascension bien que éprouvante a été sublime. Tous les paysages aux alentours sont une merveille. Je me trouverai bien à l'aise dans ce bain nocturne. D'ailleurs le visage illuminé de Natalia prouve à quel point elle est aux anges ! Bien que vous êtes curieux et courageux, faites toujours très attention à vous. Alors Rémi na zdrowie ! était-ce bon ? Tu es bien sur cette photo. Avez-vous goûté les bonnes saucisses allemandes ou des bons mets chez "Mamusia" ? Cet après-midi il a un peu neigé. Bonne continuation et nous vous embrassons bien fort.

julien Feb. 11, 2013, 8:57 a.m.

génial cette étape !!

PHILOU Feb. 11, 2013, 9:55 a.m.

Comme d'hab, je suis émerveillé.

Papa Feb. 13, 2013, 9:55 p.m.

Superbe! Bonne continuation et gros bisous

pem Feb. 13, 2013, 11:26 p.m.

Yeh ! c'est canon !!

Anulka :) Feb. 16, 2013, 3:10 p.m.

Przepięknie to wszystko wygląda. Szczególnie przyjemnie się to ogląda jednocześnie patrząc za swoje okno gdzie patrząc na ten śnieg od razu wracasz na ziemię i myślisz sobie "hmmm...to ja nie jestem w Puerto Varas ?:D Czy Wam ten czas też tak szybko leci ? Jak sobie pomyślę, że podróżujecie już prawie 10 miesięcy to aż się wierzyć nie chce - kiedy to zleciało :)