24 January 2013

polynesie-francaise Tahitańska kolacja i spektakl w Tiki Village

Jak już wspomnieliśmy w poprzednim artykule, jeden z wieczorów spędzonych na wyspie Moorea przeznaczyliśmy na bliskie spotkanie z kulturą tahitańską w Tiki Village. Zwyczajnie ponieważ ta kultura, nawet jeśli dość zbliżona do pozostałych, istniejących w regionie Pacyfiku, nie jest nam tak znowuż znana. W dzisiejszych czasach, Tahitańczycy ubierają się tak jak my, mówią po francusku, robią zakupy w Carrefourze i chodzą jeść do McDonalda. Zresztą podobno właśnie otyłość jest jednym z większych aktualnych problemów, oczywiście po bezrobociu (zauważyliśmy to już poprzednio na Hawajach).

Do Tiki Village przyjeżdżamy najpierw w ciągu dnia. Przechadzamy się, asystujemy pokazowi farbowania pareo, rezerwujemy bilety na wieczorny spektakl i kolację. To miejsce zostało utworzone prawie dwadzieścia lat temu przez Francuza Oliviera Briaca, po to by ocalić zanikające tradycje tahitańskie. Cztery wieczory w tygodniu organizowany jest spektakl z kolacją. Oczywiście aspekt turystyczny jest obecny, ale nie poczuliśmy się specjalnie naciągani na kasę.

tiki-village
Wizyta w ciągu dnia

tiki-village
Pareo stanowi część bagażu kulturalnego Polinezji Francuskiej

tiki-village
Można nawet samego spróbować zafarbować swoje pareo

tiki-village
Widok na morze jest wyjątkowo uroczy

tiki-village
Wystawa fotografa Adolpha Sylvaina. Jedne z najpiękniejszych istniejących zdjęć Tahitańskich dziewcząt

tiki-village
Sympatyczny gość, lokalny klaun. To on poprowadzi wszystkie animacje wieczorem, podczas kolacji

Jeden z głównych powodów, dla którego warto/trzeba się udać do Tiki Village to słynna kolacja. To jedno z rzadkich miejsc, gdzie można zjeść jedzenie upieczone w umu - tahitańskim piekarniku. Wykopuje się dziurę w ziemi, rozpala ogień po to by rozgrzać do czerwoności kamienie pochodzenia wulkanicznego. Następnie mięso i warzywa wstawia się do środka, przykrywa liśćmi banananowca i zasypuje ziemią. Wszystko dusi się przez kilka godzin. Ponieważ nie jest łatwo przygotować umu, rezerwuje się go na specjalne okazje: śluby, rocznice czy narodziny.

tiki-village

tiki-village
Nasza kolacja właśnie tu będzie przygotowana

tiki-village
Reszta wioski

tiki-village

Kilka godzin później wracamy na gotowe!

tiki-village
'Iaorana', muzyczne przywitanie

tiki-village
Alkoholowe przywitanie

Zachód słońca rezerwuje nam swój własny spektakl. Z munuty na minutę atmosfera i kolory zmieniają się...

tiki-village

tiki-village

tiki-village

tiki-village

W rzeczywistości, takie kolory nie wróżą dobrej pogody na następny dzień. No i jak się okazało, mieliśmy trzy dni nieustającej ulewy... Ale póki co, w Tiki Village cieszymy się magicznymi kolorami nieba i słońca zachodzącego na morzu. Zwiedzamy, tym razem z przewodnikiem, różne części wioski, po czym zasiadamy od stołu.

tiki-village

tiki-village
Desery

tiki-village
Zespół akompaniujący sztućcom w akcji

Przez półtora godziny spróbowaliśmy wszystkich lokalnych specjałów: ryby surowej, gotowanej i pieczonej, kurczaka, wieprzowiny, gotowanej szynki, warzyw i owoców, wszystko oczywiście z dodatkiem mleka kokosowego. Przygotowali nam również uru, owoc chlebowca właściwego pod kilkoma postaciami: ugotowany jak ziemniak (przypomina go smakiem), w formie puree i...frytek! :) W czasie posiłku, zaprezentowano nam pokaz różnych sposobów drapowania pareo. Najpierw dla kobiet, potem dla mężczyzn!

Po posiłku, aby lepiej się trawiło, zaproszono nas na mały pokaz/próbę tańca tahitańskiego. Oczywiście, wszyscy byliśmy beznadziejni w porównaniu do naszych nauczycieli, ale że tańczyliśmy w grupie, jakoś to przeszło :D Nie wiem czy to widać po nas, może lepiej po tancerzach w czasie spektaklu, ale to jest naprawdę szalenie wyczerpujące! Dlatego, kiedy w następnej kolejności ogląda się taki show, potrafi się go docenić (wie się ile wysiłku trzeba w to włożyć).

tiki-village
Kładę akcent na Remiego piękną koszulę

Wreszcie czas na profesjonalistów. I żarty się kończą. Spektakl przedstawia historię pięknej Tahitanki będącej w ciąży w księciem wyspy. Ten ostatni zgadza się wziąć ją za żonę, ale tylko pod warunkiem, że dziecko, które urodzi będzie płci męskiej (co za warunki, ja nie mogę!). Dziewczyna udaje się na sąsiednią wyspę, tam rodzi się chłopiec. W czasie powrotu pirogą, na morzu łapie ich burza ale udaje im się dotrzeć do wioski. Tam przygotowuje się wielkie święto i tradycyjny ślub. Historia kończy się analogią do narodzin Jezusa - księżniczka i książę przebierają się za Marię i Józefa, przychodzą Trzej Królowie i wszyscy śpiewają "Cichą noc" po tahitańsku. Nie do końca zrozumieliśmy ich tok rozumowania - może to dlatego, że bylismy tam miesiąc po Świętach Bożego Narodzenia? W każdym razie rola misjonarzy w Polinezji została wyraźnie podkreślona.

tiki-village
Zespół odśpiewał nam legendę na początek

tiki-village
Przygotowania do ślubu

tiki-village
Książę i księżniczka po ślubie

Ale ślub to nie koniec. W ramy świętowania wchodzi również pokaz tancerzy ognia. WOW!

tiki-village

tiki-village
Od przodu ...

tiki-village
... i od tyłeczka

tiki-village

tiki-village

tiki-village

tiki-village
Rémi z Jezusem, jego rodzicami i trzema królami

tiki-village
I ja też

tiki-village
Piękne są, nieprawdaż

tiki-village
Nikt mnie nie uprzedził, że wianki są obowiązkowe...

Na koniec małe bonusy! Wideo z przygotowań, prezentacji pareo i spektaklu. Mamy problem od pewnego czasu, żeby znaleźć dobre połączenie internetowe stąd tyle czekania. Nie są one najlepszej jakości, no ale lepszy rydz niż nic prawda?

Początek:



Hulanki i swawole:



Spektakl ognia:


Télécharger les photos

Spoooooky Jan. 24, 2013, 10:56 p.m.

Vraiment super !

poote Jan. 24, 2013, 11:31 p.m.

ça te va bien la chemise à la "magnum" ^^ jolie robe aussi natalia, je l'essayerai à ton retour :) bisous

mama&tata Jan. 24, 2013, 11:56 p.m.

Bardzo pięknie i kolorowo po dłuższym okresie Waszej nieobecności na podróżniczym forum/szczególnie kolorki stworzone przez promienie zachodzącego słońca robią wrażenie/.Dobrze,że ktoś pomyślał o zachowaniu tradycji polinezyjczyków bez tego na pewno nie było by już możliwości obejrzenia "ognistych spektakli",zatańczenia na boso w rytm bębenków i zjedzenia tylu dobrych rzeczy ugotowanych w polinezyjskiej mikrofalówce zwanej "umu".To oczywiste,że robi się to dla turystów ale dzięki temu można poznawać obyczaje i kulturę narodów w różnych zakątkach ziemi, postępująca globalizacja spowodowałaby zapewne zniknięcie wielu tego rodzaju zjawisk.Wygląda na to,że bawiliście się dobrze i tak powinno być w końcu w takiej scenerii i takiej ferii barw nie ma się innego wyjścia-a ruszaliście w tańcach całkiem po polinezyjsku.Ciekawe jaki to alkohol serwują na drink powitalny mamy nadzieję ,iż jest to jakaś miejscowa mikstura o wyszukanym smaku.Dla nas w dalszym ciągu jest szokująca sprawa różnic temperatur pomiędzy miejscem Waszego pobytu a nami, Wy w krótkich rękawkach a my w grubych kurtkach i rękawiczkach.Do szybkiego usłyszenia i intensywnego czytania.Bużki!

maman ... ;o) Jan. 25, 2013, 3:43 a.m.

Génial !!! j'ai admiré la leçon de couture du grand balèze ! Dior , Chanel et autre du tout Paris peuvent s'aligner nom de Zeus !!! pour la danse du feu le premier danseur nous a éclairé sur l'expression " avoir le feu au croupion " ... un grand moment ;o) merci les mômes ça vaut bien la staracadémy ^^

Papa Jan. 25, 2013, 6:31 a.m.

Super cette soirée, couché de soleil, chants, danses, défiler de mode et sûrement excellent dîner...tout pour plaire! Bises

Philou Jan. 25, 2013, 5:18 p.m.

Magnifique.