01 August 2012

canada Whistler

Kierując się ze Sunshine Coast w stronę miasta Whistler, musimy po raz ostatni na trasie skorzystać z usług promu. Tym razem niespodzianka: ten, jako jedyny jest darmowy! Dopływamy do Horseshoe Bay, skąd kilka dni wcześniej wyruszaliśmy do Nanaimo na wyspie Vancouver i obieramy kierunek północny.

Autostrada, którą mamy niesamowitą przyjemność jechać, nazywa się Sea-to-Sky - od morza do nieba. Widoki są oszałamiające - droga wycięta z skale, wijąca się jak żmija, ciągnie się wzdłuż zatoki Howe o silnie turkusowej barwie... W tle widać obrośnięte zielenią wyspy i wysepki... Niestety nie mamy zdjęć, z naszego pasa nie ma żadnych punktów widokowych, musicie nam uwierzyć na słowo.

Dojeżdżamy do miasteczka Squamish - stolicy Kanady jeśli chodzi o mnogość proponowanych atrakcji na wolnym powietrzu. Czego nie brakuje również to turyści, masy turystów. Nawet w wielkich parkach amerykańskich nie widzieliśmy takich tłumów. Nasza pierwsza po drodze atrakcja to Shannon Falls. Znalezienie wolnego miejsca na parkingu zajmie nam prawie pół godziny. Mały spacerek, zaledwie kilkaset metrów i już możemy podziwiać ten piękny wodospad "spadający" z wysokości 335 metrów z wielkim impetem rozbijając się po drodze o skały. Naszym kolejnym przystankiem ma być Park Stavamus Chief, który obejmuje tytułowego "szefa" - gigantycznego, granitowego ostańca. Kształtem przypomina trochę Half Dome w Parku Yosemite ale jest od niego dużo niższy - mierzy "jedynie" 652 metry. Planowaliśmy się na niego wspiąć ale...nijak znaleźć miejsce dla Eskejpi (stwierdziliśmy, że musimy nadać autu imię, gwoli tradycji). Decydujemy odpuścić i pojechać bezpośrednio do miasta Whistler gdzie zarezerwowaliśmy kemping na dwie noce.

Whistler to przede wszystkim stolica zimowych szaleństw znajdująca się trochę ponad sto kilometrów od Vancouver. Kilka konkurencji podczas Zimowych Igrzysk Olimpijskich w 2010 roku odbyło się tutaj, między innymi bliskie naszemu sercu skoki narciarskie. Dzięki temu, miasteczko przeżyło wielką odnowę (parkingi, ulice, wyciągi). Ale zakończenie sezonu zimowego, wcale nie oznacza tutaj zmniejszenia ilości turystów. Latem przeprowadza sie recykling stoków narciarskich i udostępnia się je fanom...rowerów! Oczywiście nie mówię tu o rowerzystach weekendowych, raczej wyczynowcach. A jakie mają górale! Ja się wcale na tym nie znam ale Remi mówi, że są warte kilka lub nawet kilkanaście tysięcy euro. W ten sposów wyciągi działają cały rok, hotele i górskie szalety są pełne, i miasto zarabia.

Na kempingu jesteśmy gorąco przywitani przez komary. Chyba rodziny moskitów z całego regionu skrzyknęły się, żeby przygotować nam imprezę powitalną. To naprawdę urocze ale nie jesteśmy w stanie wytrzymać minuty dłużej na polu namiotowym. Rozstawiamy w biegu naszą hacjendę i ruszamy w drogę w mały trek. Celem jest Park prowincjalny Brandywine Falls, znajduący się na granicy gór Whistler i Parku prowincjonalnego Garibaldi. Wystarczy przejść pół kilometra, by znaleźć się na platformie nad wodospadem Brandywine, i jeszcze kilka metrów, by oczy mogły się nacieszyć panoramą widokową na turkusowe jezioro Daisy i zaśnieżone wierzchołki gór Garibaldi. Postanawiamy pójść jeszcze dalej: przez las, wyschnięte pola lawowe, wśród jezior i stawów, które możemy liczyć w dziesiątkach (rozumiemy dlaczego w Kanadzie woda w kranie jest za darmo), by dojść do zawieszonego kilkadziesiąt metrów nad górskim, rwącym potokiem mostu...z którego można skoczyć na bungee! Jeszcze kilka kilometrów spaceru po lesie i dochodzimy do drugiego wiszącego mostu Cal-Cheak Suspention Bridge. Łączna długość marszu to 7,5 kilometra.

Następnego dnia rano postanawiamy skorzystać z supernowoczesnych wyciągów górskich i pospacerować trochę na wysokościach. Najpierw wjeżdżamy na górę Whistler pierwszym wyciągiem...im wyżej tym zimniej - a my jak turyści w krótkich rękawkach. Na dodatek, padło na dzień zachmurzony więc nici z pięknych widoków. Wybieramy szlak prowadzący na sam wierzchołek góry Whistler. Ponieważ roztopy były w tym roku wyjątkowo późne, natrafiamy na wielkie połacie śniegu! Pięćset metrów wyżej bierzemy wyciąg tym razem w dół, do miejsca, gdzie dowiózł nas pierwszy wyciąg. Stamtąd czeka nas największa atrakcja! Wybudowana dwa lata temu kolejka linowa "Peak 2 Peak" - najdłuższa na świecie, łącząca dwa wierzchołki górskie oddalone od siebie o 4,4 kilometra! Wow, widok z kabiny na rozciągającą się pod nami dolinę jest niesamowity. Następnie z wierzchołka drugiej góry - Blackomb Mountain, zjedziemy dwoma wyciągami na dół - na swoją obronę dodamy, że naprawdę nam zimno! Powrót do doliny, do miasteczka Whistler skąpanego w promieniach słońca, żeby wygrzać się na trawniku w Centrum Olimpijskim i pooglądać relacje z londyńskich igrzysk.

Wracamy na kemping dość wcześnie, następnego dnia czeka nas długa droga do Parku Narodowego Jasper w prowincji Alberta, oddalonego o prawie 800 kilometrów.

whistler-map

A - Vancouver, B - Tofino, C - Lund, D - Sechelt, E - Whistler

Télécharger les photos

Papa Aug. 2, 2012, 7:19 a.m.

Encore des paysages superbes! Belle cascade. En T-Shirt dans la neige et les nuages..très courageux!

marta_n Aug. 2, 2012, 10:45 a.m.

wspaniałe widoki :), przypominają mi polskie Tatry

maman Aug. 2, 2012, 6:57 p.m.

tous les jours vous m'épatâte ! la deuxieme photo de la cascade est féerique j'en ai les yeux qui brillent ! Rémi et Nat' vos photos déclanchent chez moi des émotions terribles .... merci ! bisou mes mouflets ;o)

poote Aug. 4, 2012, 3:07 a.m.

wouahhhhhh attendez moi, j'arrive avec mon duvet

mama&tata Aug. 5, 2012, 11:28 a.m.

Łoł!Widoki jak z powieści Curwooda no i ten śnieg, wygląda to jak na Grenlandii.Stroje to chyba trochę nie adekwatne mieliście bo nam się aż zimno robiło przy oglądaniu slajdów.Jesteśmy ciekawi wrażeń z jazdy na tych sznurkach na tak długiej trasie.Buziale!!!

Aneczka N ;p Aug. 7, 2012, 6:44 p.m.

Kiedy następna notka?:D Dziękujemy za kartkę :) Doszła akurat w Twoje urodziny :) Jeszcze raz wszystkiego najlepszego. Buziaki :*

A&J Aug. 8, 2012, 10:45 p.m.

Przepiękne widoki!!! Z niecierpliwością czekamy na kolejne wieści. Trzymamy kciuki i zazdrościmy :)))