30 July 2012

canada Wyspa Vancouver

Nasz pierwszy etap podróży to Wyspa Vancouver. Zajmuje ona powierzchnię 34 000 km2, czyli większą niż Belgia. Założycielami większości wiosek i miasteczek byli rybacy i drwale, stąd prześmiewcza opinia o wyspiarzach, szczególnie rozpowszechniana przez mieszkańców Vancouver. Jednocześnie, jest to ulubiony cel podróży wielkomiastowych na wakacje czy długie weekendy.
Pierwszy prom bierzemy z Horseshoe Bay (na północy Vancouver) i kierujemy się do Nanaimo. 80$ za auto i nas dwoje - trochę drogo ale na pokładzie jest prąd, internet i niedrogie restauracje. Dwie godziny później, z szerokimi uśmiechami docieramy do Nanaimo. Od razu kierujemy się w stronę naszego kempingu w Parku Rathtrevor Beach. Sympatyczny ale rodzinny (jeśli lubicie być obudzeni o 7h rano przez krzyki dzieci, to jest właśnie dla was). Na miejscu pospacerujemy po plaży - akurat był odpływ -, oraz po lesie, gdzie spotkamy kilka sarenek. Od razu notujemy spadek temperatury - po zachodzie słońca dość szybko chowamy się do namiotu (moja piękna opalenizna...). Ale musimy powiedzieć, że otaczająca nas, małe wyspy dookoła i góry, gęsta mgła jest naraz przerażająca i zachęcająca.

Następnego dnia, kontynuujemy naszą podróż do Tofino...i nie pojedziemy dalej - droga kończy się tutaj. Atmosfera końca świata, miasteczko, którego jedyną atrakcją są wieloryby spędzające wakacje w pobliskich głębokościach, krajobrazowo przypomina to "Przystanek Alaska" nawet jeśli jesteśmy daleko, daleko od tego amerykańskiego stanu. Znane jest cału światu z akcji Greenpeace'u przeciwko deforestacji starych lasów deszczowych występujących tutaj. Zresztą niezła porcja jest objęta dziś ochroną i wchodzi w skład Parku Narodowego Pacific Rim. Jeśli chodzi o Nas, szukanie atrakcji przychodzi nam bardzo łatwo: musimy znaleźć wolny kemping (zarezerwowany oddał komuś nasze miejsce!) i zapłacić za niego bo...nasza zastępcza karta płatnicza VISA nie działa!!! Okazuje się, że w banku zablokowali nam ją "przez przypadek" - pomyliły im się konta, na których dostrzeżono nieprawidłowości... Do tej pory żadnemu z nas się to nie przytrafiło w życiu codziennym ale oczywiście, kiedy jesteśmy w podróży, na końcu świata, po stracie dwóch kart kredytowych to jest naprawdę NIEFART... Szczerze powiedziawszy odechciewa się nam wszystkiego. Pospaceryjemy najpierw trochę po lasach deszczowych, potem wzdłuż skalistych brzegów Wyspy Vancouver.

Mamy ochotę zmienić miejsce i otoczenie, następnego dnia więc wybieramy kierunek przeciwny - w stronę miasteczka Ucluelet. Przypominające Tofino czterdzieści lat wstecz: uśpione i mało turystyczne. Przynajmniej na pierwszy rzut oka, bo jeśli chodzi o ceny kempingów to znowu padamy na kolana: poprzednia noc w Tofino i ta również kosztują ponad 40 dolców kanadyjskich każda! Porównajcie to do Hawajów gdzie płaciliśmy trzy dolary za osobę za noc... I tutaj w pakiecie nie ma nic: ani prądu, ani internetu, prysznice są dodatkowo płatne. Nie, że potrzebujemy jakiegoś super luksusu ale to jest przegięcie. Na dodatek jesteśmy oboje lekko rozczarowani tą częścią wyspy: jest ZIMNO, PADA ciągle i mamy DOŚĆ. Gdzie jest ta magia, o której mówili wszyscy?
Jedyny moment w ciągu dnia gdzie poczujemy się odprężeni to wizyta Jeziora Taylora. Objęte jest ono ochroną pobliskiego Parku Narodowego Pacific Rim ale dość ciężko znaleźć do niego dojazd: mała, leśna dróżka, nieoznaczona z głównej przejazdówki. To sprawia, że nie jest ono odwiedzane przez tłumy - tym lepiej! Główną zaletą tego miejsca jest to, że wieczna mgła z wybrzeża oddalonego zaledwie o kilka kilometrów nie dociera tutaj. Czyli jest przyjemnie i ciepło, i słonecznie.

Ale decyzja jest podjęta, postanawiamy uciec z wyspy Vancouver - jak najszybciej!
Następnego dnia rano zwiniemy manatki (mokry namiot...) i uciekniemy w stronę Sunshine Coast, czyli słonecznego wybrzeża. Po drodze zahaczymy o wioskę Coombs - znana z tego, że na dachu targowiska lokalnych farmerów latem pasą się kozy...

PS. Remi mówi, że jesteśmy dość surowi z tą wyspą, i że to pewnie bezpośrednia konsekwencja pobytu na Hawajach.

vancouver-island-map

A - Vancouver, B - Parksville, Park prowincjalny Rathtrevor, C - Tofino, D - Ucluelet, E - Comox, F - Lund Sunshine Coast

Télécharger les photos

Spooooocky July 31, 2012, 8:11 a.m.

Sur les photos ça a l'air sympa en tous cas

Natalia July 31, 2012, 8:26 a.m.

On voulait le faire le lendemain, mais la pluie incessante nous a un peu décourgés...

julien July 31, 2012, 10:07 a.m.

lol ... alors ? la biche canadienne elle est comment ? Barrez vous de cet enfer ou alors achetez vous une canne à pêche (ça vous coûtera moins cher que le ferry et la visite des baleines). Doit y avoir de la bonne grosse poiscaille là bàs

Papa July 31, 2012, 12:46 p.m.

Super série de photos avec cette alternance de beaux paysages sauvages et de tranches de vie nos deux aventuriers. La prochaine fois, faites d'abord Vancouver et ensuite Hawaii !!!

pem July 31, 2012, 1 p.m.

effectivement, ça a pourtant l'air sympa quand il fait beau !

mama&tata Aug. 5, 2012, 11:01 a.m.

Ahoj!Dziwne zwierzaki w tych lasach a to wiewiórka w czerwonej kurtce ,a to leniwiec w kurtce granatowej, a to koza na dachu prawie jak epoka lodowcowa/ha,ha!/. Lasy fajne,woda czysta ale po strojach to widać, że ciepło nie jest.Pozdrawiamy tańczących z wilkami.