28 July 2013

bresil Kolonialne Paraty

Mamy szczęście - póki co, słońce się nas trzyma. Z Sao Paulo ruszamy w stronę Costa Verde (zielono nam!). Bus przez góry niemołosiernie się wlecze. Niby dystans do pokonania to tylko 260 kilometrów, ale jakoś dziwnie zajmie nam to siedem godzin. Widoki za oknem całe szczęście wynagradzają wszelki trud (i ochotę na wymioty). Krajobraz jest niesamowity, góry są niesamowicie zielone, porośnięte lasami deszczowymi, a nadbrzeża stanowią ciągnące się kilometrami, dziewicze plaże. Wieczorem docieramy do Paraty ('paraczi" jak mówią Brazylijczycy), gdzie zaplanowaliśmy zatrzymać się na kilka dni. To nie do końca najlepsza pora, żeby znaleźć jakieś lokum (nie mając żadnej rezerwacji) szczególnie, że ceny sięgają zenitu w tym wakacyjnym okresie. Oddalamy się więc od centrum historycznego kierując się w stronę plaży Jabaquara (około 25 minut marszu). A tu nie dość, że spokojniej, to i taniej.

Następnego dnia o poranku odkrywamy plażę Jabaquara, położoną naprzeciwko naszego pokoju. Trzeba tylko przejść na ulicę, aby rozanielić się na widok takiego pięknego zakątka.

paraty

paraty

paraty

paraty

Wyrywamy się więc na kajaki, żeby opłynąć okoliczne zatoczki. Szorty, krem z fitrem, kapelusze i ruszamy w drogę.

paraty

W jednej chwili jest słonecznie, po czym nagle pogoda się psuje. Niebo zakrywają chmury, woda lekko wzburzona zaczyna coraz to intensywniej falować. By opróżnić kajak z wody zatrzymujemy się na tej malutkiej plaży (jeśli można nazwać to plażą, brzeg obrasta bowiem las namorzynowy), gdzie jakoś nie mamy ochoty spędzić popołudnia. Powrót pod wiatr do Jabaquara nie należy do najłatwiejszych, ale dajemy radę (jesteśmy szczególnie zdyscyplinowani i zgrani na kajakach :p) !

paraty

paraty

Nie udaje się nam kajakiem, to spróbujemy większą łódką. Zapisujemy się na rejsik po okolicznych wysepkach i plażach.

paraty

paraty

Jest nas może pięćdziesiątka na pokładzie, ale statek jest duży i dość wygodny. Zaczyna się dobrze!

paraty
Piękne wille gwiazd na prywatnych wyspach

paraty

paraty

paraty
Przystanek na kąpiel na jednej z plaż

paraty
Nasz statek

paraty

paraty

Odwiedzimy kilka pięknych miejsc, ale tak jak w przypadku kajaku, pogoda nie jest nam łaskawa popołudniami. W jednej chwili robi się zimno, niebo się całkiem zasłania... Zaczyna nawet padać! Niestety tym razem to nie tylko mały deszczyk, a front atmosferyczny przynoszący ulewy przez najbliższe kilka dni... Słońce następnym razem wyjdzie dopiero sześć dni później, gdy będziemy w okolicach Rio.

Taka nieciekawa pogoda pozwala nam jednak przerwać atrakcje morskie i przerzucić się na miejskie. Jeśli w ogóle Paraty można nazwać miastem, bo dla nas to idealny przykład prowincji (szczególnie w porównaniu do Sao Paulo). Oczywiście prowincja nie jest zła, wręcz przeciwnie, w przypadku Paraty jest wyjątkowa.

Paraty założyli Portugalczycy w 1530 roku (jedno z najstarszych miast w Ameryce Południowej). Przez kolejne wieki był to bardzo ważny ośrodek, główny port wywożący do Portugalii wydobywane niedaleko w Minas Gerais złoto (Rio było zbyt niebezpieczne, bo rzucało się w oczy europejskim konkurentom i piratom), jak i srebro, kawę, diamenty i tytoń. Miejscowość była też głównym przystankiem na trasie z Rio do Sao Paulo dla żołnierzy, robotników i handlarzy niewolników. Potem...wybudowano drogę lądową łączące obie metropolie i Paraty odeszło w zapomnienie, zamarło wręcz na ponad sto lat. Dopiero w latach 50. dwudziestego wieku zainteresowanie miastem zaczęło się odradzać, głównie za sprawą turystyki. Bo miasto ma do zaoferowania nie tylko naturalne piękno pobliskiego krajobrazu, ale i spójną architekturę kolonialną, gdzie wyczuwalny jest klimat z minionej epoki świetności. Czyli można powiedzieć, że te sto lat zapomnienia, ta swego rodzaju "hibernacja" przyniosła więcej dobrego, niż złego. Nie dokonano tu żadnych przebudowań, nie znajdziecie tu betonowych, hotelowych molochów, tylko oryginalną zabudowę z czasów portugalskiej kolonii. Klimat uliczek nam przypomina trochę Colonię del Sacramento w Urugwaju.

Jedyny "minus" tego świetnie zakonserwowanego stylu w Paraty to oryginalny bruk z kamienia - o skręcenie kostki nietrudno !

paraty

paraty

Jednak to co nam się w Paraty podoba najbardziej to obwoźni sprzedawcy...ciast! Rozwożone na specjalnych wozach, zawsze świeżutkie, w różnych smakach (kokos, tapioka, marakuja, czekolada, orzechy, kawa).

paraty

paraty

paraty

Tapioka stanowi zresztą jeden ze specjałów brazylijskich. Używa się jej w miejsce tradycyjnej mąki. Raz chowając się przed deszczem, schroniliśmy się w sympatycznej kawiarence. Przy okazji wypróbowaliśmy tam naleśników z tapioki: Remi z serem, Natalia na słodko z bananem. Pychota!

paraty

paraty

Z tym deszczem niestety nasze plany na następne dni i zwiedzanie reszty wybrzeża runą w gruzach. Ale to czego Wam nie powiedzieliśmy (jeszcze) to to, że jeszcze w czasie naszego pobytu w Paraty (przez rejsem statkiem) na weekend udaliśmy się do Trindade, małej wioski rybackiej położonej 40 minut drogi stąd. I tam skorzystaliśmy ze słońca! Ale o tym opowiemy Wam następnym razem.

paraty
Przed naszym hotelem czekając na bus do Trindade.

Télécharger les photos

maman ... ;o) July 30, 2013, 12:54 p.m.

imagine un mai 68 avec les pavés de ces rues ... ^-^ Pour les p'tits gâteaux je me réserve ceux à la noix de coco ... ça me tente bien ! bisou les "presque-rentrés -chez vous" ^_^

Papa July 30, 2013, 5 p.m.

C'est peut être l'hiver là-bas, mais avec toutes ces belles plages et les gens qui s'y baignent, je veux bien aller visiter ce coin même en hiver! Et des galettes de tapioca à la banane...un rêve. Bisous

mama&tata July 30, 2013, 5:31 p.m.

Szczęście pogodowe Was opuściło w "Paraczi" szkoda,warunki widoczne na zdjęciach pozwalają sądzić,ze odpoczynek w tym miejscu mógłby być bardzo "odpoczynkowy".Trudno tak już jest,że nie zawsze można mieć wszystko co by się chciało w danej chwili,dobrze,ze macie zawsze wariant "B" i jakoś wszystko posuwa się do przodu.Bardzo dobrze,iż miasto jest takie jakie jest bez współczesnych ulepszeń, nawet ta pokręcona nawierzchnia dobrze oddaje charakter tamtych czasów kiedy krzyżowały się tu szlaki awanturników,poszukiwaczy skarbów czy wręcz pospolitych kupców.Swoją drogą ciekawe ile Europa jest winna autochtonom, pozbawianym przez wieki kruszców,cennych materiałów czy siły roboczej w formie niewolnictwa gdyby tak spróbować zliczyć to wszystko to mogło by się okazać,że role by się odwróciły i niejedna potęga ekonomiczna została by "cienkim Bolkiem".Kiedyś były gorączki złota teraz złotym minerałem jest turystyka i regiony świata,które potrafią korzystać z tej szansy zarabiają duże pieniądze na ludzkiej ciekawości i chęci poznawania czegoś nowego.Dobrze,że jesteście zgraną żeglarską załogą nie wiemy tylko kto jest kapitanem a kto majtkiem/wicie rozumicie porządek musi być/ no i wyprawa w tej kolorowej balijce na wody zatoki to trochę chyba ryzykowne, na wodzie czy w górach pogoda kapryśną jest.Podoba się nam wersja sprzedaży ciast w formie obwożnej ciekawe jak tam u nich przepisy brazylijskiego sanepidu, wózek z towarem prezentuje się schludnie a ciasta wyglądają apetycznie zresztą Natalia jako delegat widać degustuje ze smakiem co i na zdrowie .Czekamy na relację z Trindade cóż tam zaprezentujecie nam ciekawego, tymczasem ściskamy i przesyłamy buziaki!!!

marta_n July 31, 2013, 5:27 a.m.

ciekawy ten patent z obwoźną sprzedażą ciast, przydałby się i u nas:) szkoda,że pogoda Wam nie dopisała, bo rzeczywiście samo miasto jak i okoliczne plaże robią niesamowite wrażenie. Pozdrawiam

Tata Y Aug. 1, 2013, 11:51 p.m.

On ne peut pas s'imaginer que c'est l'hiver. J'aimerai qu'il soit ainsi chez nous. Ville plus que charmante, panoramas de rêve avec des spécialités locales qui donnent envie alors que demande le peuple. C'est le rêve ! Tirez profit de vos derniers jours de votre merveilleux voyage car en rentrant vous n'aurez plus ces vues fantastiques. Il sera difficile de trouver un coin pour vous où vous serez seuls. Alors profitez de vos dernières escapades ! Nous attendons d'autres reportages Bisous