04 October 2012

vietnam Ale Sajgon !

Witamy Wietnam ! Chwilami wątpiliśmy, czy uda nam się dojechać... Oczywiście w hotelu zapewniono nas, jak zwykle, że bierzemy jeden bezpośredni autokar, aż do Ho Chi Minh oddalonego zaledwie o 350 kilometrów od Kep. Hmmm spędziliśmy 14 godzin w czterech różnych busach, za każdym razem ściśnięci jak sardynki... Najważniejsze, że dojechaliśmy do celu, nieprawdaż ?

Jest wpół do pierwszej w nocy, nie mamy żadnej rezerwacji, a dworzec autobusowy znajduje się około 10 kilometrów od centrum. Zabieramy się z dwiema Łotyszkami, poznanymi w ciągu tej długiej podróży, wspólną taksówką do zarezerwowanego przez nie hostelu. Mamy szczęście, mają jeden wolny pokój. Czyli wszystko gra.

ho-chi-minh
Hostelowa uliczka w Ho Chi Minh

Dla przypomnienia, Sajgon to dawna stolica Kochinchiny, francuskej części Indochin, później po odzyskaniu niepodległości, stolica południowej Republiki Wietnamu. Kiedy komuniści przegonili stąd jankesów w 1971 roku oficjalnie przemianowali je na miasto Ho Chi Minha - na cześć polityka (stolicą zjednoczonego państwa zostało Hanoi). Poza garstką nadgorliwych urzędasów, wszyscy w dalszym ciągu nazywają Sajgon Sajgonem. Samo słowo ma w sobie tyle konotacji kulturowych, że wyzbycie się go byłoby szaleństwem. Nas zauroczyło od pierwszej chwili. Jest tak dalekie od wszystkiego co spotkaliśmy na swej drodze w tej części świata. Szerokie aleje z pasem zieleni (i palmami) po środku jak w Nicei. Teatr miejski zainspirowany paryską operą Garniera z fasadą Małego Pałacu, kopia paryskiej katedry Notre Dame z ukończonymi wieżami (zbudowana z cegły) tyle że w mniejszym formacie... Miasto to prawdziwa perełka.

ho-chi-minh

ho-chi-minh
Architekturą przypomina nam Paryż

ho-chi-minh
Teatr miejski z 1900 roku

ho-chi-minh
Siedziba Komitetu Ludowego, dawny ratusz

ho-chi-minh
Pałac Zjednoczenia, niegdyś Pałac Niepodległości

ho-chi-minh

ho-chi-minh
Mała katedra Notre Dame

To co zachwyca, szczególnie po trzech tygodniach w Kambodży, to wręcz kliniczna czystość ulic, nigdzie nie widać walających się śmieci. Służby porządkowe spotykamy co krok. Świadomość proekologiczna mieszkańców Wietnamu wydaje się nam bardziej rozwinięta niż u jego sąsiadów.

ho-chi-minh
Super śmietniki w Sajgonie

Miasto tonie w zieleni, w skwerkach, parkach, w ukwieconych bulwarach i rondach. Ładnie się to komponuje z nowoczesnością i rozmachem Sajgonu - ze strzelistymi drapaczami chmur.

ho-chi-minh

ho-chi-minh

W dzień, wieczorem i w nocy, Sajgon żyje. W naszej dzielnicy hostelowej ceny są naprawdę niske: 1€50 za danie w restauracji - to taniej niż w Kambodży! A kuchania wietnamska jest wyśmienita, wszystko świeże, zawsze świetnie doprawione, sosy są zawsze dobrym uzupełnieniem smaku. Słyszeliśmy tyle negatywnych opinii o Wietnamie, a tu takie zaskoczenie - wszystko nam się podoba, nam smakuje, czujemy się tu dobrze. Może to dobrze przyjechać do kraju, do którego właściwie nie planowało się przyjechać i się pozytywnie zaskoczyć.

Wreszcie, Sajgon to stolica dwóch kółek - motorowych oczywiście. Ich liczba oficjalnie przekracza 10 milionów, na 7,5 milona mieszkańców! Tu to nie Kambodża - każdy jeździ w kasku, a "moda" kaskowa przebija ubraniową. Sklepy są wszędzie, modeli i kolorów do wyboru jest więcej niż t-shirtów czy jeansów, razem wziętych. Popularne wyrażenie "ale sajgon!" synonim bajzlu dobrze pasuje do tutejszego ruchu ulicznego - rumoru ulicy, klaksonów. Ale wbrew pozorom, to jakoś działa. Najgorsze jest bycie pieszym: Koreańczyk z naszego hostelu powiedział nam, że czeka przeciętnie piętnaście minut zanim zdecyduje się przejść przez jezdnię. My z Remim mamy metodę: raz, dwa, trzy i rzucamy się na głęboką wodę. Za bardzo nie wpychamy się pod koła, a kierowcy nas zazwyczaj widzą i trochę omijają...

ho-chi-minh

ho-chi-minh

ho-chi-minh

Po odczekaniu godziny w kawiarence, aż przejdzie ulewa dochodzimy do Muzeum Pozostałości Wojennych, które do 1995 roku nosiło nazwę Muzeum Zbrodni Amerykańskich i Chińskich. Od kiedy stosunki dyplomatyczne zostały na nowo nawiązane, "niepoprawna politycznie" forma została zmieniona. Orientacja pozostała dość propagandowa: dowiadujemy się co zrobili Amerykanie, ile cywilów zginęło, ile zniszczeń ludzkich i ekologicznych dokonało rozpylenie Agent Orange (mieszanki pomarańczowej), ile kobiet zostało zgwałconych, dzieci zamordowanych. Okropne, ale za to ani słowa o zbrodniach dokonanych na ludności południowego Wietnamu przez Wietkong... Remiemu szczególnie podobały się samoloty, czołgi i miotacze ognia.

ho-chi-minh

ho-chi-minh

ho-chi-minh

Następnego dnia pozostajemy w temacie wojny wietnamskiej, wybieramy się ze zorganizowaną wycieczką do Tuneli Cu Chi, oddalonych o 60 kilometrów od Sajgonu. Ten system podziemnych galerii pozwalał przemieszczać się wietkongowi w sposób niekontrolowany między wioskami, służył za magazyny broni, przechowalnię ludzi, kuchnię, szpital i kryjówkę.

Najpierw obejrzeliśmy czarno-biały film propagandowy o okrucieństwach wojny, jakich dokonali w Wietnamie Amerykanie. W sali telewizyjnej była też mapa i makieta przedstawiająca schemat przykładowego tunelu. Potem wyszedł do nas pewien pan, przedstawił sie jako Mr Binh, powiedział, że ma 61 lat, jest weteranem wojennym i nienawidzi komunistów (sic!). W czasie wojny wietnamskiej, nazywanej w Wietnamie amerykańską, walczył przez 7 lat po stronie Południowego Wietnamu u boku Amerykanów. Po wojnie dostał się do "obozu reedukacyjnego", a potem wyjechał do Stanów, ale wrócił, bo Wietnam to jego kraj.

ho-chi-minh

Potem nasz przewodnik oprowadził nas po terenie. Dość zabawny gość, co chwila wyciągał nam z kapelusza angdotki o życiu codziennym agentów wietkongu, choć potrafił też być dość brutalny w szeczegółach mnej śmiesznych.

ho-chi-minh
Prezentacja prostej pułapki przygotowanej przez wietkong

ho-chi-minh
Krok do przodu i po tobie...

Mieliśmy okazję zobaczyć zarazem kryjówke i punkt obserwacyjny agentów wietkongu - co zo wydaje się maluśką dziurą w ziemi, przykrytą deseczką bambusową, kryje wystarczająco miejsca dla dwóch osób.

ho-chi-minh

ho-chi-minh

ho-chi-minh




Możemy sobie poskakać do woli po czołgach!

ho-chi-minh

ho-chi-minh

Nasz przewodnik przedstawił nam również zupełnie proste pułapki przygotowywane ręcznie przez wietkong, które nie miały za zadanie wroga zabić, tylko unieruchomić - by móc odebrać mu broń. Choć jak przyznał nasz przewodnik, agenci wietkongu autentycznie woleli ruskiego kałasznikowa, co strzela nawet pod wodą, niż ten, cytuję, "amerykański szajs" (M16).

ho-chi-minh

ho-chi-minh

ho-chi-minh

Na sam koniec przeszliśmy przez ów tunel. Dla, w szczególności amerykańskich turystów (cytuję przewodnika "big american ass"), został on dwukrotnie poszerzony w stosunku do oryginału i znacznie podwyższony. Mimo to trzeba iść na kucka. Jest w nim dość duszno, wilgotno i gorąco.

ho-chi-minh

ho-chi-minh

ho-chi-minh

ho-chi-minh

ho-chi-minh

Wyszliśmy spoceni jak króliki. Remi ze swoją klaustrofobią trochę panikował, ale przeżyliśmy, jak się okazało - większość grupy skorzystała z wcześniejszych wyjść ewakuacyjnych i byliśmy jednymi z nielicznych, którzy przeszli te, jedynie, sto metrów do końca. A co tu teraz wietkong, który pokonywał na przykład 5 km oryginalnymi, węższymi tunelami, aby dostać się do amerykańskiej bazy. Niesamowite, ile pracy, zdrowia i wytrzymałości musiało ich to kosztować.

Na pocieszenie dostaliśmy do spróbowania jedyne dostępne jedzenie w czasie wojny, tacę pełną...tapioki (manioku). Niektórzy grymasili, nam z Remim smakowało, nawet sobie wzięliśmy drugi raz :p

ho-chi-minh

ho-chi-minh

Powrót do Ho Chi Minh w korkach. Mała rundka po targowisku, tutaj to jest raj podróbek, wszystko co tylko chcesz. Dla Remiego podróbki RayBana za 10$ (swoje oryginalne zostawił w autobusie), dla obojga kilka fikuśnych t-shirtów... :)

ho-chi-minh

saigon-map

A - Ho Chi Minh, Sajgon

Télécharger les photos

JAJO Oct. 6, 2012, 4:36 p.m.

Super foty.Zarypiasty skansenik .Podoba mi sie fota o nr.42a dokladnie; "TO COS MIEDZY NOGAMI":-) POZDRAWIAM

Popi Oct. 6, 2012, 4:36 p.m.

Comment ça t'as perdu tes lunettes è_é

mama&tata Oct. 6, 2012, 8:16 p.m.

No napięcie rośnie!Wydawało by się,że o wojnie w Wietnamie wie się już wszystko a jednak zawsze coś zaskakuje.Te tuneliki super, ciekawe czy ja bym wlazł i kawałek przeszedł chociaż trzeba przypomnieć, iż jak to nazywali ich Amerykanie 'żółtki' gigantami wzrostu nie są.Znowu macie dużo Francji szkoda,że nie chciało im się wybudować małego Effelka było by prawie jak w domu!Miasto zaskakujące w swoim wyglądzie bo to Wietnam a wizerunek stricte europejski.Zabawne,że spotkaliście wietnamskiego Macierewicza pewne fobie są jednak internacjonalne.Pozdrowienia dla pancernych bez psa!

marta_n Oct. 6, 2012, 9:20 p.m.

najbardziej to mnie rozbawiły te big american ass :). Swoją drogą miasto robi naprawdę pozytywne wrażanie, z przysłowiowym sajgonem chyba niewiele ma wspólnego. czekam z niecierpliwością na kolejne relacje. Pozdrawiam:)

Papa Oct. 6, 2012, 10:14 p.m.

Une fois de plus, un surper reportage qui nous rapelle que le Vietnam a connu des années de guerre horribles. Bises Papa

maman ... ;o) Oct. 6, 2012, 10:31 p.m.

Trop fort Rémi ... se faire cirer les tongs au coton tige .... très classe ! ^-^ Nataliette ? .... la photo 42 c'est encore une idée de rémi ???? héhé ! Très bon reportage comme d'habitude je vais encore piétiner pendant 3 ou quatre jours pour suivre mon "dallas" quotidien avec R-G et sa femme N-G héhé ! Bisoutages les mouflets et prenez soin de vous !

poote Oct. 7, 2012, 12:03 a.m.

j'ai rigolé de bon coeur en lisant le passage sur le tunnel ^^ j'imagine ton stress :) pour les vidéos, je les regarderai quand j'aurai une connexion digne de ce nom, là je passe par mon tél. rudimentaire mais ça dépanne. j'vous bizoote à mort mes aventuriers

Spooooocky Oct. 7, 2012, 12:54 a.m.

[:bien]

Foulart Oct. 7, 2012, 7:42 a.m.

Trés beau reportage et, j'en redemande.

Natalia Oct. 7, 2012, 8:30 a.m.

Mamuś&Tatuś => Wieża Eiffla już wkrótce ;)

julien Oct. 7, 2012, 10:35 a.m.

Ca a l'air pas mal Ho Chi Minh