Po dwudniowym zwiedzaniu
Montrealu, nasi gospodarze - Maxime i Sabine, zaproponowali nam dwudniowy wypad pod namiot do Parku Narodowego La Mauricie. Ten weekend jest pierwszym, w którym park otworzył swoje drzwi na nowo po długiej zimie. Na dodatek jest przepiękna pogoda - zapowiadają nawet 30ºC w cieniu. Mamy szczęście - ten weekend jest w Kanadzie trzydniowy. Poniedziałek jest dniem wolnym od pracy, wypada wtedy święto państwowe. Oficjalnie w całej Kanadzie świętuje się Dzień Królowej (urodziny królowej Wiktorii i jednocześnie panującego suwerena czyli Elżbiety II), w Quebeku dodatkowo jest to dzień Dollarda (bohater historyczny), ostatnio zastąpiony przez Święto Patriotów. Jak nam wyjaśnili Maxa znajomi, w ten dzień każdy świętuje co chce - wybiera sobie do czego jest bardziej przywiązany (dzień królowej to bardziej tradycja angielska, natomiast dzień Dollarda typowo francuska).
Wracając do kempingu - wyjeżdżamy samochodem załadowanym maksymalnie, nie tylko sprzętem kempingowym i jedzeniem ale i drzewem na ognisko. Po wjeździe do parku (3 godziny drogi od Montrealu) witają nas strażnicy - typowi rangersi jak w filmach. Pan przypoinający misia Yogiego - bardzo miły swoją drogą -, dokładnie nam wytłumaczył na mapie gdzie jest nasze miejsce kempingowe, w jaki sposób możemy najlepiej wykorzystać nasz czas wolny. Remi i ja skorzystaliśmy z okazji żeby kupić roczny bilet do kanadyjskich parków narodowych, wiedząc że w miesiącu sierpniu w Kolumbii Brytyjskiej otwiedzimy ich kilka.
Od razu udajemy się więc na nasze miejsce kempingowe, żeby sprawdzić gdzie spędzimy kolejną noc, po powrocie z pieszej wycieczki. A tu, w drodze na pole namiotowe spotyka nas wyjątkowa niespodzianka! Naszą drogę, tuż przed samym samochodem przebiegł mocno zaspany młody baribal - czarny niedźwiedź amerykański! Niestety i my, i miś byliśmy w takim szoku, że nikomu nie udało się pstryknąć zdjęcia. Przy samym wejściu do parku dostaliśmy do rąk informację, że jesteśmy na terytorium niedźwiedzi i w związku z tym, pewne rzeczy są zabronione (np. siku w lesie - podobno je przyciąga, resztki jedzenia muszą być wyrzucane do specjalnych pojemników, pastę do zębów należy używać tylko w łazienkach - też je podobno przyciąga...), no ale niektórzy ludzie podróżują miesiącami po kanadyjskich parkach i nie udaje im się żadnego spotkać :)
Po tych wszystkich emocjach wybieramy się w pieszą, ośmiokilometrową trasę. Tereny Parku La Mauricie są niesamowite - piękna, dopiero co obudzona do życia po zimie natura wita nas spokojem jezior (w parku jest ich 150), pagórkami i dolinami z widokami zapierającymi dech w piersiach (nawet jeśli czasem trzeba się powspinać, żeby móc na to popatrzeć). Do tego wysokie drzewa pozwalają znaleźć trochę ukojenia w trzydziestostopniowym upale...
Lac Wapizagonke
Ale wszyscy są zgodni, że trzeba skorzystać z okazji i wykąpać się "na łonie natury" po raz pierwszy w roku. Pada na czysty potok - małe rozlewisko spełnia rolę basenu, a wodospady jacuzzi! A ponieważ nie przygotowaliśmy się wcześniej na tę ewentualność kąpiel odbywa się na bieliźnie ;)
Przechadzka i kąpiel zaliczone, wracamy więc na pole namiotowe, rozstawić - po raz pierwszy - nasz cudowny namiot. Tu kilka pozytywnych cech - lekki i mały to wiedzieliśmy, ale do tego rozstawia się w pięć minut.
Na zdjęciach możecie porównać jego wielkość z namiotem Maxa i Sabine - cóż, nasz wystarczy dla dwóch osób żeby się swobodnie wyspać, w ich - cała kompania wojska by się zmieściła. Spoglądając na pole namiotowe zaczynamy rozumieć czemu wszyscy mają tu takie duże auta - w coś przecież trzeba wrzucić krzesła dla całej rodziny, trzy rowery, lodówkę turystyczną na kółkach, kajaki, namioty, moskitiery (tak, komarów jest tu napraaaaaaawdę dużo). Wypady pod namiot są podobno ulubionym sposobem spędzania czasu dla większości Kanadyjczyków.
Wieczorem przy ognisku przyrządzamy sobie kolację - kiełbaski i szaszłyczki na danie główne, pianki cukrowe i banany na deser (pianki pod wpływem ciepła robią się z zewnątrz chrupiące a w środku półpłynne - PYCHOTA!). Taki dobry posiłek połączony z fizycznym wysiłkiem w ciągu dnia jest dobrą receptą na sen.
Następnego dnia pobudka zaserwowana przez dzieciaki z okolicznych namiotów (albo raczej ich ryk będący w stanie misia ze snu wyrwać...) i szybkie śniadanie.
Wybieramy się, tym razem na kajaki, a właściwie kanadyjki po jeziorze Wapizagonke. Jeśli podróż w jedną stronę odbywa się bez problemu - płyniemy z falami i wiatrem, powrót okazuje się koszmarem...dwie godziny wiosłowania pod wiatr do tego w słońcu wykończyły nas maksymalnie... Fakt, że w międzyczasie obiad zjadamy na odosobnionej, niedostępnej z lądu plaży jest jedynym pozytywem, który napędza nas do wiosłowania.
Kiedy wreszcie udaje nam się dopłynać do portu początkowego zostają nam jeszcze trzy godziny jazdy samochodem - powrót do Montrealu w korkach... Do tego po tak wysokiej temperaturze, pogoda zdaje się musi odsapnąć, zapowiadają na wieczór i następny dzień burze i przelotne opady deszczu.
Ale nie martwcie się. Dziś robimy sobie dzień off - na odpoczynek.
Wieczorem wynajmujemy samochód i jedziemy do miasta
Quebec.
Dziękujemy wszystkim za miłe komentarze, maile, smsy i inne wiadomości które dostajemy od Was :) Dzięki temu czujemy, że jesteśmy trochę bliżej Was <3
A - Montreal, B - Park Narodowy Mauricie
Superbes photos ! Par contre faut arrêter avec le maillot du PSG partout !
Vous avez l'air tellement heureux... Bisous !
Un bonheur de vos lire et d'admirer les photos qui font envie mais surtout qui fixent le sourire aux lèvres. Passionnant, je dévore mon petit épisode chaque soir quand le nouveau récit tombe. Merci ! J'adore, je profite à travers vous. Au fait, ça bouffe et ça boit pas mal quand même... Bisous du Frangins et de ses 3 princesses qui vous aiment. P.S. : Spooooocky, tu ne peux pas comprendre... partout et ici c'est Paris !!
Magnifiques paysages. Ca fait rêver ! Nous partageons votre bonheur Bisous de nous trois. A +
Continuez vos reportages, c'est super!
Le genre de paysage qu'on n'a pas envie de quitter !
ramenez moi un nounours ... je me fiche de ce que les gens disent , même à mon âge j'ai toujours besoin d'un "ça qu'est doux" pour m'endormir . ;o) continez d'écrire , nous voyageons à travers vous . bisous mouflets d'mon coeur !
Après une courte absence, je reprends votre récit là ou je l'avais laissé et quel bonheur de vous voir ainsi et de pouvoir vous suivre pas à pas .Paysages magnifiques et vous aussi ,vos p'tites têtes sont heureuses Plein de bises