Po wieczorze spędzonym z Maximem i jego znajomymi Quebekczykami (wg Wikipedii tak się nazywa mieszkańców tej prowincji), wreszcie udaje nam się obudzić później niż o 7h rano - rekord w drugą stronę pobity - wstajemy o 11h!!
Ponieważ Maxime ma bardzo duże mieszkanie i do tego ogródek - późne śniadanie zjadamy na tarasie skąpani w promieniach słońca (na dodatek tutaj są to pierwsze dni takiego ciepła).
U Maxa
Max mieszka w dzielnicy położonej obok słynnego Stadionu Olimpijskiego, największego inwestycyjnego fiska w historii miasta. Został zbudowany na Letnie Igrzyska Olimpijskie w 1976 roku, a oficjalnie Kanadyjczycy zakończyli jego spłacanie dopiero w 2006 roku.
Wybieramy się na zwiedzanie starego miasta Montrealu. Miasto to zostało założone przez francuskiego podróżnika Jacquesa Cartiera i nazwane w ten sposób od góry Mont Royal znajdującej się dziś w jego centrum. W tamtym czasie (połowa XVI wieku) cały region był kolonizowany przez Francuzów - i do dziś prowincja Quebecu jest francuskojęzyczna. Co ciekawe - indianie zaczęli się później bić przeciwko Francuzom i teren przeszedł w ręce Anglików.
Ten moment w historii, choć odległej, mocno jest obecny w kulturze regionu - na każdej tablicy rejestracyjnej samochodu, poza kwiatem lilii - symbolem francuskiej monarchii, znajduje się dewiza "Québec - Je me souviens" czyli "Quebec - pamiętam". Pochodzi ona z XIX wieku i odnosi się do historycznego zdania : pamiętam, że urodziłem sie pod lilią, nawet jeśli rosnę pod różą (która jest symbolem Anglii).
Kaplica Notre-Dame-de-Bon-Secours
Uliczki starówki
Plac Jacques-Cartier
Ratusz miejski
Fontanna pod ratuszem
Bazylika Notre-Dame
Stare miasto Montrealu nie jest bardzo duże, ale ma w sobie wiele uroku (co widać na zdjęciach). Natomiast aktualny kontekst polityczno-społeczny w mieście jest gorący! Wszędzie można spotkać studentów noszących maski i transparenty sprzeciwiające się ustawie o podniesieniu (o 70%) kosztów czesnego na uniwersytetach. Problem jest taki, że manifestacje są tak częste, że ciężko je opanować. Codzień wchodzą w życie nowe specjalne ustawy : o zakazie manifestowania z zakrytą twarzą, o obowiązku zakończeniu strajku, o zezwoleniu na użycie siły przeciwko studentom...nie ma to końca i stytuacja z dnia na dzień się pogarsza.
Wieczorem, urządzamy sobie z Maximem i jego dziewczyną Sabine grilla w ogródku - trzeba powiedziec że burgery przygotowane w ten sposób smakują dużo lepiej :) Po zjedzeniu zaliczymy nawet przejażdżkę na wspomniany wcześniej Mont Royal, z którego nocą rozciąga się piękny widok na oświetlone miasto (po drodze spotkamy kilkanaście szopów-praczów żyjących w parku na górze!) oraz w okolice toru Formuły 1 (na przeciwnym brzegu rzeki Świętego Wawrzyńca, skąd widok też jest niesamowity).
Następnego dnia jedziemy na drugą część Montrealu - angielskojęzyczną, żeby spotkać się z Remiego przyjacielem - F-X'em (właściwie François-Xavier Warszawski), który przyjechał tu cztery lata wcześniej na studia i został na stałe.
Spotkanie zaczynamy od wspinaczki na Mont Royal od strony Oratorium świętego Józefa. Wspinaczki bo ten kościół znajduje się na wysokości 283 m. Bazylika ta jest najwyższym budynkiem w Montrealu - istnieje nawet prawo, które mówi o tym, że żaden budynek w tym miescie nie może być wyższy od Oratorium.
Po wspinaczce, zwiedzeniu wnętrza i zejściu z Mont Royalu zwiedziamy w FX'em jego dzielnicę. Trzeba wiedzieć, że nawet jeśli Montreal jest stolicą Quebecu francuskojęzycznego to nie udaje się utrzymać władzom miasta tej jednolitości w tak dużym mieście. Wschód - bliższy geograficznie regionowi Quebecu jest dzielnicą typowo francuską, natomiast zachód, bliższy prowincji Ontario - angielskojęzycznej, jest typowy dla reszty Kanady.
Następnie udajemy się na ulicę Avenue de Monkland - bardzo żywą, pełną restauracji i sklepów typowo w stylu angielskim (w barze leci mecz piłki nożnej - finał Ligi Mistrzów między Bayernem i Chelsea - na kótry się oczywiście załapiemy). Na obiad wypadają bagelsy w restauracji St. Viateur. Marka ta jest tu bardzo znana (dostarczają na zamówienie nawet do bardzo oddalonych miejsc!). Po obiedzie objemy się cukierkami w sklepie baaaaardzo kolorowym!!!
Avenue de Monkland
Po spotkaniu wracamy do Maxa - kolejny grill wieczorem i przygotowania do wyjazdu następnego dnia rano do
Parku Narodowego Mauricie, gdzie po raz pierwszy (mamy nadzieję) rozłożymy nasz namiot :)
....pincement au cœur....
alors ces sièges ?? ^^
Nous devenons accro à vos pérégrinations.Bises
Nous avons adoré cette ville !
Je me cramponne à mon fauteuil au bureau pour ne pas tout plaquer et faire comme vous...c'est pas l'envie qui me manque, surtout qu'aujoud'hui il fait gris avec une vilaine grosse pluie. Une question: Phileas Fogg a fait le tour du monde en 80 jours, alors pourquoi pour vous ca va durer 450 jours? Bises / Papa
Merci les mouflets pour les petite étoiles que vous allumez dans nos yeux , ça
... ça compense le manque de vous ;o)
@pem on a kiffé ^^ @Monique et Francois, merci, on pense à vous aussi, grosses bises @Tata Y, merci pour tous tes gentils messages, ça nous fait chaud au coeur @Papa et maman, faites comme nous !
oui faut les pousser les parents, partez, n'attendez pas l'arthrose :) bisous tout plein à vous deux
Mais vous avez les même chaussures??? C'est mi-gnon!! hihi (voir photo 21)
Ouais, on a les même sandales de compet' :D Mais moi je les porte pas souvent.