25 July 2013

colombie Santa Marta i Taganga

Z Cartageny ruszamy w dalszą drogę wzdłuż karaibskiego wybrzeża Kolumbii. Trzeba powiedzieć, że w tej części kraju transport i drogi są naprawdę dobrze rozwinięte. Niecałe pięć godzin jazdy klimatyzowanym autobusem i jesteśmy na miejscu.

Przydomek Santa Marty, najstarszego miasta w Kolumbii (założonego w 1525 roku) to "perła Ameryki". Ciężko się nam trochę z tym tytułem do końca zgodzić. Cartagena błyszczy zdecydowanie bardziej kolonialną architekturą. Tu zabytki są w bardzo kiepskim stanie (a o dziurach w chodnikach nie wspominamy) i nowoczesny nie-styl przytłacza całkowicie to, co pozostało z dawnej światłości. Tu, w całkowitym zapomnieniu i samotności zakończył swój żywot wielki liberator krajów południowo-amerykańskich, Simon Bolivar. Ale tutaj również urodzili się najlepsi kolumbijscy piłkarze: Carlos Valderrama i Radamel Falcao.

Santa Marta jest położona u stóp masywu Sierra Nevada (część Andów), najbliższych linii brzegowej wysokich gór na świecie (wysokość maksymalna to 5775 m.n.p.m. położona jedynie 42 kilometry od morza). Górzyście teren schodzi aż do morza Karaibskiego: pagórkowate wybrzeże ciągnie się od Santa Marty, przez Tagangę, aż po Park Narodowy Tayrona, gdzie wybieramy się kilka dni później.

Zaraz po przyjeździe udajemy się do wypatrzonego wcześniej hostelu - masakra, co za ceny. Mieliśmy nadzieję, oddalając się od Cartageny, znaleźć trochę wytchnienia dla portfela, a tu guzik! Ale fakt, hostel jest piękny i w samym centrum starówki (mimo cen, polecamy La Brisa Loca).

santa-marta-taganga

santa-marta-taganga

W gorącym słoncu popołudnia wybieramy się na przechadzkę po mieście.

santa-marta-taganga
W tle plaża i wysokie wieże hotelowe, a na pierwszym planie dziury w chodnikach

santa-marta-taganga

santa-marta-taganga
Plac centralny przed Katedrą w porze sjesty czyli nie spotkasz żywego ducha. W tle przykład brudnego, a przecież pięknego budynku kolonialnego

Santa Marta to jednak duże miasto, a naszym planem było uciec od zgiełku (i cen) Cartageny. Na ten problem istnieje rozwiązanie - Taganga. Mała miejscowość oddalona o kilka pagórków od Santa Marty, położona w pięknej, lazurowej zatoce. Panuje tu spokój i pewna sielskość.

Taganga znana jest jako miejsce, gdzie najtaniej na świecie można odbyć kurs nurkowania i zdobyć certyfikat PADI. Nie dla nas oczywiście: Remi ma bóle głowy jak schodzi kilka metrów pod wodę, a Natalia ma jeszcze nie do końca wyleczone zapalenie ucha z Tahiti. My w Tagandzie spędzimy więc kilka dni na leniuchowaniu: plaża, plaża, plaża, dobre dania z rybki popijane soczkami z marakui :D

santa-marta-taganga

santa-marta-taganga

Teraz, jeśli chodzi o plaże: najbliższa (trzy minuty od hotelu) znajduje się w samej Tagandze - jest ewidentnie przeludniona i nie do końca czysta. Wszyscy dookoła wspominają o odosobnionej i pięknej plaży Playa Grande, znajdującej się o pół godziny marszu od Tagangi (dwa wzgórza dalej). No to ruszamy!

santa-marta-taganga

santa-marta-taganga
Jak widzicie plaża w samej Tagandze słuzy też za port

santa-marta-taganga

santa-marta-taganga

santa-marta-taganga

santa-marta-taganga

Do Playa Grande ścieżka podąża wzdłuż wybrzeża, ale jak wspominaliśmy, stanowią je zazielenione wzgórza. Stroną pozytywną są widoki na Tagangę.

santa-marta-taganga

santa-marta-taganga

santa-marta-taganga

Jedyny (i to naprawdę duży) problem to śmieci. Południowi Amerykanie to straszne brudasy, flejtuchy i wstętne obrzydliwce. Nie mamy ochoty za każdym razem fotografować śmieci, ale gdzie się nie wybieramy, ścieżki zawsze po bokach wyglądają tak...

santa-marta-taganga

Ale pomijamy. Może im się nie wpaja czystości i miłości do Matki Natury od małego.
Docieramy do naszej pięknej, odizolowanej plaży.

santa-marta-taganga

santa-marta-taganga

santa-marta-taganga

Chyba zwyczajnie na Karaibach o tej porze roku o odizolowaniu należy zapomnieć. A plaża wcale nawet nie jest ładna.

santa-marta-taganga

Wieczory (i duszne popołudnia) spędzamy na terasie naszego hostelu. Rozwieszone hamaki zachęcają do ciągłego wypoczynku (nie odmawiamy).
Taganga jest miejscem idealnym na wypoczynek. Niektórzy twierdzą, że mało autentyczności w tej miejscowości (choć nie do końca rozumiemy czego szukają), nam się podoba. No może trochę poza wieczorami, kiedy mieszkańcy urządzają sobie dyskoteki. Nasza ulica jest dość spokojna i w sumie nie mielibyśmy wcale się na co skarżyć gdyby nie jedna sobotnia noc w czasie której do 5h nad ranem sąsiedzi bawili się na pełną parę. Uwierzcie, na tyle głośno, że nie zmrużyliśmy oka ani sekundy. I nawet dzwonienie na policję nic nie daje.

santa-marta-taganga

santa-marta-taganga

santa-marta-taganga
Widok z tarasu

Te kilka dni odpoczynku to jeszcze nie koniec naszego pobytu na Karaibach kolumbijskich. Na koniec zostawiamy najlepsze: wyprawę do cudownego Parku Narodowego Tayrona.

Télécharger les photos

mama&tata July 26, 2013, 9:13 a.m.

Macie zacięcie do szukania miejsc na prawdziwy odpoczynek czyli z dala od tłumu i zgiełku,zasuwać pół godziny żeby zmienić piaseczek na...piaseczek no,no.Cartagena prezentowała się dużo korzystniej szczególnie jej neokolonialna architektura ale Taganga to takie klimatyczne miejsce jakby wioska rybacka z całym urokiem zatoki,łodzi na piasku i tym czymś,czym trzeba głęboko odetchnąć.Niestety nie ucieknie się od tłumu turystów spragnionych podobnie jak Wy odpoczynku i związanych z tym atrakcji i wszędzie tam "gdzie woda czysta i trawa zielona" trudno marzyć o spokoju i intymności.Jedzonko macie zdrowe i apetyczne tego Wam zazdrościmy cały czas tzn. faszerowania się owocami morza i pysznymi regionalnymi przysmakami/maracuja mniam!/ tez byśmy chcieliśmy!Na zdrowie zatem ładujcie akumulatorki intensywnie i skutecznie na dalszy etap wędrówki aby Wam nie siadło cokolwiek.W sumie dobrze,że nie daliście rady z nurkowaniem bo jak Was znamy to pewnie przywieżlibyscie patenty jako "rekiny bis" karaibskich głębin a nam pozostała by nerwówka, gdyż jak wiadomo pod wodą netu brak.Wasz hotelik bardzo fajny ,jakżesz inny od zimnych brył nowoczesnych kompleksów hotelowych zbudowanych pięknie a jakby bez duszy.Oj widać,że ustawa "śmieciowa" nie obowiązuje w Ameryce Południowej chociaż identyczne obrazki można spotkać w naszych lasach, w sumie pierwszy raz w Waszych relacjach pojawiły się takie akcenty zawsze na zdjęciach było czyściutko i przyjemnie.No ale cóż na całym świecie można spotkać podobne do siebie charaktery ludzi w sensie pozytywnym jak i niestety pejoratywnym, taki to gatunek.Wypoczywajcie i przeciwnościom się nie dawajcie, co zarejestrujecie aparatem to szybciutko do nas a my w te pędy do lektury!Buziaki!!!

Papa July 26, 2013, 10:44 p.m.

Même si tout n'est pas parfait, ça semble bien cool! Bises