Kolejny dzień już z kolei budzimy się o 6h rano i znów też wita nas piękne słońce. Pewne rzeczy tutaj (przynajmniej na razie) się nie zmieniają. Tym razem jednak droga wiedzie nas do Baltimore.
Baltimore jest miastem portowym, które nie posiada typowego centrum historycznego. Główną atrakcję stanowi przede wszystkim zatoka w której skupia się życie tego miasta. Być może tak nam się zdaje bo zwiedzaliśmy je w sobotę i przynajmniej w ten dzień mieszkańcy "wylegają" ze swoich domów.
Co zapamiętamy z Baltimore?
Przepiękne słońce! Nie wiem co by było gdybyśmy mieli tu być w dzień deszczowy! Turystyka skupia się głównie na przejażdżkach wodnym taxi lub prywatnymi łódkami po zatoce (trzeba liczyć między 15$ a 20$ za osobe). Można również wynająć rower wodny klaysyczny lub w formie smoka (szczególne zainteresowanie wśród dzieci).
Dookoła zatoki ciągną się hotele i restauracje, które niby proponują specjały lokalne, a tak naprawdę są (znów) tłuste i pełne (sic!) sera :D.
Można również zobaczyć tubylców w czasie uprawiania joggingu, siatkówki plażowej, wyprowadzania psa czy też zwyczajnia opalania się na wszechobecnych ławkach - puste ławki są niesamowite - w Paryżu NIE MA pustych ławek :).
Wszędzie słychać pełno muzyki : czy to przy fontannie w której pluskają się dzieci (i Remi) gdzie zapodają wszystkie klasyczne hity Disneya, czy przy siatkówce plażowej gdzie króluje "Moves like Jagger" Maroon 5. Jest też coś w rodzaju usypanego kopca - pięknie zielonego - który góruje nad zatoką, na którym tego dnia odbywał się kongres na temat raka, i gdzie wszyscy nosili takie same czerwone koszulki…
Z tegoż samego kopca rozciąga się przepiękny widok na całą zatokę.
Niedaleko stąd znajduje się również dość nietypowe Muzeum Sztuki Audiowizualnej. Nawet prawie skusiliśmy się na wizytę, ale $20 od osoby to trochę za drogo.
Zadowoliliśmy się eksponatami zewnętrzynymi czyli damowymi
Po południu przemaszerowaliśmy kilka nieciekawych ulic (nie wiem czy wszyscy wiedzą, ale poza strefą turystyczną, miasto słynie z przęstępczości - czy ktoś ogląda serial Prawo ulicy, The Wire?), najpierw przez Little Italy, potem przez coś, czemu trudno nadać jakąkolwiek nazwę - po prostu puste ulice i porozwalane budynki…
...po to aby dojść do Fells Point - oddalonej części dzielnicy portowej wypełnionej ludźmi, kawiarenkami. barami, tarasami, restauracyjkami - życiem! Na jednym z tarasów zatrzymaliśmy się, żeby dokończyć wczorajszy artykuł o cudownej
Filadelfii - muszę powiedzieć, że popołudnie było dość relaksujące.
Podsumowując - Baltimore
Filadelfią nie jest, ale ma swój urok - spędziliśmy tam naprawdę bardzo miły dzień! Normalnie w planach mieliśmy się udać od razu następnego dnia do
Waszyngtonu - ale w związku w cenami w hotelach w weekendy, postanowiliśmy zrobić male, jednodniowe okrążenie na drodze do stolicy przez patriotyczne
Annapolis - miasto z epoki kolonialnej, w którym na próżno szukać wieżowców. Zobaczymy czy naprawdę jest warte świeczki :)
A - Nowy Jork, B - Filadelfia, C - Baltimore
[:bien]
Non mais je rêve, c'est quoi cette tenue ?!
Pourquoi Baltimore ? Parce que c'était sur votre chemin ou c'est un choix ?
C'était sur notre chemin et puis ça se suit bien NY - Philadelphie - Baltimore - Washington. Honnêtement, cette ville en vaut le détour.
je suis avec intérêt vos tribulations... les photos sont vraiment belles et le résumé génial. mireille vous fait de gros bisous et vous souhaite une bon voyage (quand on la voit on n'hésite pas à lui montrer vos photos ^^) encore des bisous, et encore plein de découvertes !
Bonjour à vous deux ! Rémi, je découvre ton âme d'écrivain avec une plume si légère ! J'ai l'impression d'être dans un train qui me fait rêver. C'est ainsi qu'avec une grande émotion et intérêt que je parcours ce voyage. A la fin de vos deux comentaires je m'imagine à l'arrêt dans dans une gare en attendant la suite de votre découverte. Une fois de plus merci pour ces merveilleux commentaires et photos. Surtout les prises de la vie courante. Bonne nuit
On voit quelques endroits qui rappellent the wire