No i wreszcie jesteśmy w Melbourne! Już miesiąc minął od kiedy w
Sydney zastanawialiśmy się jak wygląda rywalizująca z nim stolica Victorii. Pierwsza stolica Federacji Australii (od 1901 do 1927), pierwszy organizator Igrzysk olimpijskich na półkuli południowej (1956), "wspaniałe Melbourne" ('Marvellous Melbourne') przyciągało od samego początku dużą liczbę imigrantów. Złoża złota gwarantowały miastu i jego mieszkańcom życie w dostatku. Melbourne jest wyjątkowe pod wieloma względami.
Pierwszego popołudnia zaczynamy jednak od wizyty St Kilda, nadmorskiej dzielnicy, skąd rozciąga się przepiękny widok na centrum miasta. W latach 40, była zamieszkiwana głównie przez imigrantów polskich i rosyjskich, w latach 60 i 70 przez punków, a na początku lat 90 przeszła proces gentryfikacji i stała się bardzo modna i droga. Jej dwie główne ulice: Fitzroy Street i Acland Street tętnią życiem. Pełno tu kafejek, restauracji i...polskich ciastkarni. Można kupić sobie jabłecznika i sernika, i makowca, pani sprzedawczyni oczywiście mówi po polsku!
To przepiękna fasada symbolu St Kilda jakim jest stuletni Luna Park. Oczywiście wchodzi się do niego przez buzię Mr Moona. Podobno straszy się tu nim dzieci żeby były grzeczne, mówiąc, że przyjdzie do nich w snach. My czujemy się jakbyśmy wyszli prosto z horroru!
Nadmorska promenada jest bardzo przyjemna. Przechadzamy się po molo, niegdyś tu znajdował się port do którego wpływały statki pełne osadników. Takie australijskie Ellis Island. Na samym końcu mola znajduje się urocza kawiarnia St Kilda Pavillon, bardzo modne miejsce od dziesiątek lat. W 2003 roku, spłonął jej oryginał z XIX wieku. Podobno tutejsi mieszkańcy bardzo źle to przeżyli. Dzięki publicznej zbiórce pieniędzy, odbudowano prawie identyczną replikę według świetnie zachowanych planów.

St Kilda Pier Pavillon

Widok na Melbourne

Zatoka Port Phillip
Następnego dnia wstajemy wcześnie rano, wykupujemy dzienny abonament na transport publiczny (7,60$) i udajemy się do centrum Melbourne. Zaczynamy od Southbank, dzielnicy kultury i sztuki, która ciągnie się wzdłuż południowego brzegu rzeki Yarra (aboryg. 'płynąca woda'). Jak tu przyjemnie. Wszędzie pełno mniej lub bardziej awangardowych dzieł sztuki. Na razie nie jest jeszcze zbyt pięknie, ale zapowiadają słońce i 25°C na popołudnie. Wrócimy później zrobić ładniejsze zdjęcia.
Centrum miasta nie jest zbyt duże, łatwo się je zwiedza piechotą (nie to co zdecentralizowane azjatyckie metropolie!). Dochodzimy do Federation Square gdzie odbywają się wszystkie publiczne ewenementy, koncerty, transmisje ważniejszych meczy (rugby, krykieta, futbolu australijskiego czy europejskiego). Akurat trafiamy na Międzynarodowy dzień przeciwko przemocy wobec kobiet, zaplanowano kilka koncertów i konferencji na popołudnie.
Mała uliczka Hosier Lane jest cała wysprayowana dziełami street artu. Atmosfera miejsca w sumie dobrze pasuje do dzielnicy w jakiej się znajdujemy. Z jednej strony drapacze chmur, z drugiej budynki ery wiktoriańskiej (Melbourne ma ich największą liczbę po Londynie!), temu wszystkiemu akompaniują porozstawiane to tu, to tam, osobliwe dzieła sztuki.
Trafiamy do Chinatown - zdecydowanie nie przypomina żadnego z tych, które już mieliśmy okazję zwiedzić. Jest czyste, wręcz kliniczne, nowoczesne i pozbawione charakrerystycznego zapachu.
Z kolei to dawne więzienie przekształcone w muzeum, Old Melbourne Goal, jest dużo ciekawsze. Proponują zwiedzanie nocą, kładą wtedy nacisk na fenomeny "paranormalne", które podobno mają tu miejsce. Można zobaczyć oryginalną szubienicę, na której powieszono największego australijskiego łotra Neda Kelly'ego w 1880 roku.
Wskakujemy na pizzę do włoskiej dzielnicy Carlton, po czym kierujemy się do Melbourne Museum, jego sali wystawowej przypominającej bazylikę i ogromnego kina IMAX 3D.
Fitzroy to aktualna dzielnica "bohemy". Jej główną arterię stanowi Brunswick Street. Sklepiki, ciucholandy, antykwariaty, puby (największe stężenie w całym Melbourne!), bary, kafejki i restauracje - każdy znajdzie coś dla siebie. Jedno z najbardziej aktywnych miejsc w mieście.
Bierzemy tramwaj by wrócić do centrum, do Bourke Street Mall. Trafiamy na manifestację (w związku z wspomnianym wcześniej Dniem). Przygrywający zespół country rozgrzewa serca najmłodszej części publiki.
Zahaczamy o Royal Arcade - sklepowy tunel ozdobiony oczywiście odpowiednio na zbliżające się święta.

Poszaleli tu z cenami
Wąska uliczka Degraves Street to kolejne, bardzo modne miejsce by wyjść na drinka. Jak już chyba zrozumieliście, w Melbourne znajdziecie wiele sympatycznych miejsc, gdzie można świętować.
Na zakończenie dnia decydujemy się wrócić na brzeg Yarry i maszerować wzdłuż jej południowego brzegu, aż do docków. Nie da się wszystkiego obejść w jeden dzień, Ogród botaniczny pomijamy z czystym sumieniem, kilka z nich zaliczyliśmy wcześniej (
Cairns,
Sydney i
Adelaide).

Jeśli jest się architektem i chce się wygrać konkurs na budowę mostu w Melbourne, ekscentryczność projektu jest pierwszym warunkiem do spełnienia.

Słynny Webb Bridge projektu Roberta Owena, zainspirowany aborygeńską pułapką na węgorze.
Docklands to dziś jedna z najdrożych dzielnic w mieście. Dawne magazyny portowe zastąpiły wieżowce mieszkalne. Dużo przestrzeni zielonych, placów zabaw, miejsc by odpocząć, na zakończenie dnia, na trawce w cieniu wystylizowanej krowy zawieszonej na drzewie...

Etihad Stadium, stadion rugby.

Surrealistyczna 'Cow up the tree' Johna Kelly'ego.
Nasz pobyt w Melbourne i w Australii dobiega końca. Rzeczywiście, przesympatyczne miasto.
Sydney jest zdecydowanie ładniejsze wizualnie z widokami na zatokę, most i operę. Melbourne za to tętni życiem, jest multikulturalne, nowoczesne lecz z domieszką tradycji. Atmosfera tu panująca jest bardziej zrelaksowana, nieśpieszna (szczególnie w porównaniu do joggingujących tłumów w
Sydney). Dla mnie głos absolutnie na Melbourne!
Ciężko uwierzyć, że to już koniec naszego pobytu w Australii. Ten miesiąc zleciał jak z bicza strzelił. Przejechaliśmy trzy i pół tysiąca kilometrów. Zobaczyliśmy tyle świetnych miejsc, a to nie jest nawet jedna dziesiąta tego co oferuje ten kraj. Pewnie ciężko byłoby nam stąd wyjechać, gdyby nie fakt, że kolejnym krajem czekającym w kolejce jest magiczna Nowa Zelandia.
je vous préfère dans la jungle :) bisous
Niektóre ujęcia wyglądają tak jakbyście byli w Nowym Orleanie ,Australia to jednak mieszanka ludzi,kultur,stylów ale w sumie bardzo efektowna i zachęcająca do odwiedzenia.Przy jednym ze zdjęć przypomniała mi się piosenka Golców "Bo gdy widzę słodycze to....",trudno nie łykać śliny kiedy taka wystawa łakoci kusi ofertą i kolorkami.Na szczęście Natalia ma silną wolę nieprawdaż? Dziękujemy za dużą bużkę na ławce z bużki, macie tam w Melbourne tyle słońca,że kurczę moglibyście nam go nieco oddać, u nas szaro i nadchodzą mrozy.Sami widzicie jak szybko leci czas już niedługo koniec roku i będziecie mieli Waszą podróż z "górki" ale póki co okrążajcie świat i relacjonujcie nam intensywnie/ w miarę możliwości/wszystko co zobaczycie i przeżyjecie.Przesyłamy Wam ławeczkę z Melbourne bez ławeczki czyli buziale koale.
J'aime :)
Super reportage, bien complet. Melbourne semble bien paisible, pas de circulation comme à Paris. Natalia: as-tu craqué dans la boutique "chocolates and cakes"? Moi, je n'aurais pas pu résiter ! On attend la suite avec impatience en New Zeland. Bisous
Quelle ville surprenante ! Une ville bien aérée, apparemment propre. Certaines photos me rappellent Chicago. Je comprends que vous avez de la nostalgie de quitter ce coin du monde mais vous verrez que vous serez enchantés par la Nouvelle Zélande. Natalia un grand merci pour ce baiser sur le banc. As tu goûté à ces chocolats ? Une boutique bien achalandée avec tous ces supers chocolats et gâteaux me laisseraient pas indifférente !!!.... C'est vrai que le temps passe très très vite. Dans quelques jours Noël. Alors que Vous serez au soleil ! Bonne découverte. Nous vous embrassons bien fort - nous trois
Bravo nos aventuriers Nous sommes comblés par ces belles images et beaux reportages Encore encore Bises
promenada robi bardzo przyjemne wrażenia:)a samo miasto, to sądząc po zdjęciach niezła mieszanka architektoniczna.pozdrawiam:*
Natalia et la chocolaterie ... quel beau titre ! comme tu dis Rémi , une page qui se tourne... tu n'as plus qu'à écrie ton plaisir sur la suivante .... on attend ! ^^ bisou de nous les mômes .