Wreszcie nadszedł ten dzień, w którym wybieramy się na koniec świata! Ushuaia - najdalej wysunięte na południe miasto kuli ziemskiej (54°48′S). Oczwiście na upartego można znaleźć chilijskie wioski rybackie położone po drugiej stronie Kanału Beagle, no ale nie są one miastami. Ale najpierw, zanim dostaniemy się do Ushuaii, naszego ostatniego etapu w Patagonii, z
Puerto Natales, czeka nas kilkanaście godzin jazdy autobusem. Jak zwykle widoki są spektakularne.

Promem przekraczamy Cieśninę Magellana.
Ushuaię się kocha albo nienawidzi. Spotkaliśmy na naszej drodzę całą masę pordróżników krytykujących turystyczny aspekt miasta. Owszem nie jest to Paryż czy Rzym, ale w porównaniu do pozostałych miast patagońskich, to prawdziwa perełka. Się dzieje: są muzea, restauracje, bary, sklepy, bogata oferta aktywnego spędzania czasu na wolnym powietrzu. No i przede wszystkim pejzaż otaczający miasto jest nieziemsko nadzwyczajny.
Na słoneczne popołudnie decydujemy się na rejs statkiem po Kanale Beagle. Jesteśmy szczęściarzami, przy takiej pięknej pogodzie widać nawet zaśnieżone górskie szczyty oddalone o kilkadziesiąt kilometrów. Statek jest mały, na pokładzie poza kapitanem i przewodnikiem, jest nas siedmioro turystów. Atmosfera jest przesympatyczna: dobra muzyka, herbatka, ciasteczka, a nawet piwo!

Oddalamy się od miasta

Płyniemy już dobry moment
To jest nasz pierwszy przystanek: jedna z wielu skalnych mikroskopijnych wysepek zamieszkanych przez kormorany królewskie (to tego gatunku osobnika spotkaliśmy na
półwyspie Kaikoura w Nowej Zelandii Tatuś!) i otarie (zwane również lwami morskimi lub uchatkami patagońskimi). Te pierwsze do złudzenia przypominają pingwiny, ale w odróżnieniu od nich latają (kiepsko ale zawsze), lepiej za to pływają! Te drugie charakteryzuje lwia grzywa i uszy (w odróżnieniu od zwykłych fok). Współżycie miedzy gatunkami na skalnych wysepkach zdaje się przebiegać bezproblemowo.
Nie wolno nam ani przez sekundę zapomnieć o uważnym nadzorowaniu nieba nad nami, ptaki bez przerwy zrzucają bomby!

Duża szara mewa, super łowca.

Kormoran

Rozsiedliśmy się wygodnie na przedzie statku.

A nasz przewodnik na dachu
Odwiedzamy kilka takich wysepek, oczywiście na każdej żyje jakiś specjalny gatunek ptactwa (jak na przykład kormorany skalne etc.).

Samca uchatki nie jest ciężko rozpoznać
Na drugim końcu Kanału Beagle docieramy do wysepki ze słynną latarnią Les Eclaireus. To nie jest co prawda ta mityczna, vernowska Latarnia na Końcu Świata (znajdująca się na Wyspie Stanów), ale tak czy inaczej nadaje otoczeniu swoistego czaru.

W oddali miasteczko Ushuaia

Niezbędnik do przetrwania dla argentyńskiego nawigatora
Najważniejsze oczywiście
maté - to ta specjalna srebrna filiżanka ze słomko-łyżeczką zwaną 'bombilla', a w niej napar z wysuszonych i zmielonych liści ostrokrzewu paragwajskiego. W Argentynie WSZYSCY piją maté, wszędzie i o każdej porze dnia i nocy.

Remi w kapitańskiej odsłonie, podczas przerwy na papierosa prawdziwego kapitana.
To już ostatni etap wycieczki - udajemy się na wyspę Bridges, zupełnie pozbawioną drzew, na której żyli Indianie
Ziemi Ognistej, Jaganie, przed przybyciem europejskich kolonizatorów.
Nasz przewodnik, absolutny pasjonat przyrody i historii Ushuaii (pochodzi stąd), tłumaczy nam w jak wyjątkowym miejscu się znajdujemy. Objęte ścisłą ochroną: nie możemy tu niczego dotykać, zrywać, niczego tu zostawić i zabrać ze sobą. Najpierw przedstawia nam przykłady typowej roślinności Ziemi Ognistej (jak jagody
calafate), a potem tej nietypowej, jak na przykład
yareta. To wielkie, zielone kule przypominające mech, ale nie mające z nim nic wspólnego. To krzaki (zbite). Są absolutnie wyjątkowe - rosną niezwykle wolno: milimietr na rok! Ale przede wszystkim, normalnie występują wysoko w górach między 3 200, a 5 000 metrów n.p.m. Tutaj, na małej wysepce w Kanale Beagle, są pozostałościa z lodowca nigdyś go wypełniającego.

Wyspa Bridgesa jest też świetnie zachowanym muzeum na wolnym powietrzu. To dopiero tu możemy lepiej zrozumieć jak, nago, w tych skrajnie trudnych warunkach funkcjonowali przez tysiące lat Jaganie. Posługiwali się ogniem z wyjątkową zręcznością: potrafili utrzymać go nawet w czasie deszczu i wiatru w łodziach - stąd wzięła się zresztą nazwa regionu - Ziemia Ognista ('Tierra del Fuego'). Przed silnym wiarem ("wyjące pięćdziesiątki") chronili się w nietypowy sposób: mieszkali w dołach kucając. Ponieważ żyli z łowiectwa (uchatki i wydry morskie), ich ciało przykrywała gruba warstwa tłuszczu zwierzęcego (nawet kilka centymetrów), która chroniła ich przed zimnem i pozwalała utrzymać stałą temperaturę ciała (wyższą niż nasza o dwa stopnie). Oczywiście gdy misjonarze przybyli na te tereny uznali Jaganów za dzikusów - nakazali im się ubierać. To spowodowało ich szybkie wyginięcie: w około sto lat cała populacja Jaganów zmarła na gorączkę. Dziś żyje jeszcze jedna osoba (84 lata), Jaganka czystej krwi, posługująca się jezykiem jagańskim. Razem z nią zniknie jednak nieodwołalnie ta cywilizacja.




Wracamy na nasz statek, kołysani przez fale i popołudniowe słońce ogrzewające nam twarze. Ta wycieczka to był naprawdę świetny pomysł.

Piwo Beagle

Do widzenia nasz stateczku.

Ach tak, pingwin jest symbolem miasta.
Wracamy do miasta, gdzie mamy umówione spotkanie z Anne-Laure i Julienem, parą Francuzów, których spotkaliśmy na wyspie
Moorea. Oni też są w podróży dookoła świata, podążamy prawie tym samym szlakiem ale zawsze się mijamy o dzień lub dwa. Wreszcie jesteśmy w tym samym miejscu i o tej samej porze! Wybieramy się do restauracji parilla wypróbować różne rodzaje mięs usmażonych na 'asado' (tutejszy grill - surowe mięso pokrywa się tłuszczem i smaży w kontakcie z ogniem).

Kurczak, jagnięcina, wołowina, flaki, kaszanka...wszystkiego po trochu.
Na resztę naszego pobytu w Ushuaii wynajmujemy samochód, by zwiedzić okolice.

Jezioro Fagnano, pochodzenia tektonicznego. Jego zachodnia część leży w Chile, a wschodnia w Argentynie

Mała przerwa na 'empanadas'. To takie pierożki nadziewane farszem mięsnym, warzywnym albo serem. W odróżnieniu od naszych, do ich tworzenia używa się ciasta chlebowego. Bardzo popularne danie "na szybko" w Argentynie i Chili

Jezioro Escondido - 'ukryte' widziane z przęłęczy Garibaldiego
Specjałem Ushuaii jest 'centolla'. Przypomina ogromnego pająka, ale gatunkowo to krab, dokładniej królewski krab patagoński. Pychota!!! Z dobrym sosikiem (ja roquefort, Remi parmezan) mięso wcale nie traci swojego smaku.

W akwarium żywy jeszcze przed zjedzeniem. Nie wiem czy jesteście w stanie dojrzeć jak ogromny jest ten krab.
Na nasz ostatni dzień w Ziemi Ognistej, udajemy się do Parku Narodowego Ziemi Ognistej. To tu dostaniemy pieczątkę do paszportu ze wzmianką "kraniec świata". Umiejscowienie poczty rzeczywiście nieprawdopodobne.

Na krańcu świata
Rano co prawda niebo jest zachmurzone (potem wychodzi słońce!), ale park jest piękny mimo wszystko.

Jak koniec świata to i koniec drogi, tu w zatoce Lapataia.

Tamy na rzece zbudowane przez bobry.

Zatoka Lapataia

Zielona laguna

Jezioro Roca
I tak się kończy nasza przygoda w Patagonii. Następnego dnia wylatujemy do
Buenos Aires. Jak zobaczycie, północ różni się znacznie od dzikiego południa.
A - El Chalten, B - El Calafate, Perito Moreno, C - Puerto Natales, Park Narodowy Torres del Paine, D - Ushuaia
c'est SPLENDIDE ! j'adore !
Niepokojąco piękny "Koniec Świata" chciało by się go oglądać więcej i więcej, bo to wszystko zapiera dech w piersiach, człowiek nawet nie ma pojęcia jak jest na świecie "gdzie woda czysta i trawa zielona".Jeżeli jeszcze do tego dodamy stada obcyndalających się grubasów na skałach i malownicze grupy ptaków to żal serce ściska,że tyle na Ziemi jest do obejrzenia a życie niestety takie krótkie.No ale cóż my przecież zwiedzamy razem mamy zatem rekompensatę w postaci Waszych fotografii i komentarzy bardzo wyczerpujących /brawo Natalia!/.Widać,że czujecie się i wyglądacie dobrze ,co nas niezmiernie cieszy to znak,że okrzepliście już na dobre na tym turystycznym dookołaświatowym szlaku i macie prawo do miana superturystów z wykrzyknikiem.Osobiście wolimy się położyć na mate'/ha,ha/ale też próbowaliśmy paragwajskiej yerba mate' jakby tu powiedzieć egzotyczne ale nie koniecznie dobre chyba ,że na swieżo i parzone przez tubylców inaczej smakuje.Bardzo smakowicie za to wygląda to piwko w słusznym kufelku i regulaminową pianką ciekawe jak tam smak ale widzieliśmy Wasze miny zadowolone to chyba dobre, nie?W tej latarence to ktoś pracuje?Ciekawe jakie to uczucie pracować na końcu świata.To jedzonko no to wicie,rozumicie porcyjki słuszne jak mawia Makłowicz na oko widać,że jest czym się najeść i zrzucać potem na treku intensywnie ku uldze boczków i plecków.Trzymajcie się ciepło i ubierajcie zdrowo/albo na odwrót/czekamy na ciąg dalszy, buziaki ogniste rzecz jasna!
Rémiiiii envoie moi une bêbête avec des pattes que je lui fasse sa fête !!! J'en mangerai sur la tête d'un pouilleux ^-^ chouette étape et je suis ravie de voir vos mines réjouies mes p'tits lutins bisouillage frénétique les mouflagas ;o)
Une fois de plus, super reportage. Lu et relu et relu... Rémi, sur la photo t'es très fier en tenant le gouvernail, alors "Tiens bon la barre et tiens bon le vent, hisse et ho, Santiano". Bious à vous 2 Papa
Génial comme toujours mais j'ai particulièrement apprécié ce récit !
Pas mieux pour les commentaires, tout a déjà été dit. Euh!!!!!!!!!! enfin je zappe ceux avec toutes les consonnes.
J'adore ! Est-ce que c'est sur ce tampon qu'il y a un petit pingouin ?
Ouais. Et la photo d'un mec à moustache ! Je vais prendre une photo.
là vous me faites rêver quand même un petit peu.... :)